przewija się taśma doczesnego bytu.
Na każdym jej centymetrze zostają niewidoczne
pozostałości magnetyczne przeszłych chwil.
Ich umysłowy zapis jest pełen szumów, trzasków
i nieznośnego przydźwięku sumienia.
Całe szesnaście tysięcy herców odgłosów serca.
Kasowania zapisu nie ma. Popsuło się wraz z narodzinami.
W rytm przemówienia Bolesława Bieruta
i melodyjnego śpiewu niedożałowanego
towarzysza Gomółki podskakują szare komórki.
A po wymownym bełkocie muzealnych towarzyszy
przychodzi chwila spokoju i opamiętania.
Nierównomierny bieg taśmy wywołuje jęk sumienia
wydobywany z miernej jakości zapisów pamięci.
Rwana co chwilę taśma jest tak nieudolnie klejona
w niezliczonej liczbie miejsc, że każde newralgiczne łączenie
jest wyłapywane przez czułe uszy pseudożyczliwych adwersarzy.
Koniec końców przewinie się cała taśma i wyłączy się magnetofon.
Fragmentaryczne zapisy będą jednak ciągle żywe.
Będą skopiowane na umysłowe taśmy tych, którzy tu pozostaną.
I tylko odtwarzane przez nich relacje sprawią, że będę tu nadal.
Przypomniał mi się ten "wierszyk" teraz, podczas naprawy kolejnego ZK140


W zasadzie wkładam do środka cały nowy magnetofon. Ta nędzna kreatura, którą naprawiam to obraz nędzy i rozpaczy: Wymieniłem rolkę dociskową, głowicę (jakiś kowal chyba naprawiał, bo dał od nie wiem czego), przełącznik ścieżek, płytkę elektroniki, oko EM84, filc dociskowy. Głośnik też do wymiany. Przydałoby się wymienić oba talerzyki (jeden już wymieniłem) i ewentualnie płytę wierzchnią. W każdym razie już odtwarza -tony wysokie są nadzwyczaj dobre.