
O to to

W przypadku kotów rzecz sprowadza się do tego, by urządzenie zaprojektować tak, żeby w wypadku awarii
koty nie umarły z głodu a... przytyły

Wyjaśnię na przykładzie i przy okazji opisze Ci moja "awarię systemu" ( dosyć zabawna )
Tak oto wygląda stacja dostarczania wody do mojego ogródka i tunelu foliowego imitującego szklarnię:

Z lewej widzimy studnię. W studni zanurzona jest pompa membranowa, która pompuje wodę do zbiornika umieszczonego na pewnej
wysokości ( około 50 cm względem poziomu ogródka -> względem miejsca gdzie dostarczana jest woda - nie podstawy zbiornika )
W zbiorniku woda podlega nagrzewaniu ( pod wpływem promieni słonecznych ).
Dalej mamy pompę obiegową ( czerwona z prawej - klasyczna pompa obiegowa CO )
A za nią elektrozawór ( z lewej )...

Dalej, po otwarciu elektrozaworu i uruchomieniu pompy woda dostarczana jest do roślin, przez system takich kroplowników:

Rośliny podlewane są przez okres 1 godziny na dobę...
I teraz... Już sama grawitacja ( różnica wysokości ) powoduje, że po otwarciu elektrozaworu woda popłynie do kroplowników.
Jednak proces ten będzie musiał być o wiele dłuższy, żeby osiągnąć taka wydajność jak z pracującą pompą...
Czyli wystarczy otworzyć elektrozawór, żeby woda dotarła do roślin. Toteż sam elektrozawór ma zasilanie awaryjne w postaci akumulatora, na wypadek braku prądu...
Zaś pierwsza awarią, która trwała miesiąc

nie zamykał szczelnie dopływu wody do kroplowników...
A, że było to jeszcze w czasach, kiedy napełnianie zbiornika odbywało się ręcznie ( trzeba było przyciskiem włączyć pompę, tą w studni )...
Ja uzupełniałem zbiornik wieczorem... Przez noc zbiornik się opróżniał i rośliny były podlewane...
Zaś moja żona ( nie wiedząc o tym, że napełniam zbiornik wieczorem ) napełniała go rankiem.
No a o ustalonej godzinie ( kiedy oboje byliśmy w pracy ) system włączał pompę obiegową i podlewał rośliny w normalnym trybie.
Po powrocie z pracy zastawaliśmy pusty zbiornik, ale informację na sterowniku, że system się uruchomił, więc wszystko
wydawało się w porządku.
Dopiero po miesiącu i to całkiem przypadkowo, wyniknęło z naszej rozmowy, że każde z nas napełnia zbiornik raz na dobę

W namiocie z pomidorami mieliśmy coś na kształt amazońskiej dżungli... Łodygi pomidorów osiągały niezłe gabaryty i średnice przewyższające 3 cm...
No ale nie uschły mimo suszy
