Bolączki szkolnictwa wyższego.

Jeśli informacja nie pasuje do żadnego działu, a musisz się nią podzielić - zrób to tutaj.

Moderatorzy: gsmok, tszczesn, Romekd

Awatar użytkownika
szalony
moderator
Posty: 1863
Rejestracja: wt, 14 sierpnia 2007, 14:15
Lokalizacja: Kraków/Zielona Góra

Bolączki szkolnictwa wyższego.

Post autor: szalony »

Na wstępie tematu chciałbym poprosić aby nie uprawiać tu dyskusji o polityce, bo zawsze kończy się to wylądowaniem tematu w śmietniku.

Do założenia tematu skłoniło mnie kilka spostrzeżeń. Paradoksalnie ma on wiele wspólnego z forum - większość ludzi tutaj obecnych albo studiuje albo posiada mgr. inż. lub wyżej (najwyższy stopień wśród forumowiczów to chyba dr inż. ? ;) ). Dosyć często jako student słyszę narzekania na nas, na ogół wśród osób które nigdy nie studiowały, że student to jest w ogóle niezdolny do niczego, leń, że "nie powinien mieć ulgowego biletu w nocnym autobusie skoro ma kasę na całonocną hulankę przy piwie" (cytat dosłowny), że żaden student się niczym nie interesuje poza seksem i piciem piwa, itd, niestety jako student AGH również jestem często tak postrzegany - głównie za przyczyną tych, dla których jedyną rozrywką jest narąbać się na rynku. Te tematy czasem goszczą w dyskusjach, mediach. Ale bardzo rzadko słyszy się o innych zagadnieniach życia akademickiego, w tym o funkcjonowaniu samych uczelni (chyba, że wyjdzie kwestia czy studia płatne czy nie). Nie chciałbym uprawiać tu pustej krytyki, ale ja osobiście studiując na uczelni, która jednak posiada pewną renomę w kraju - widzę parę problemów, które są dosyć dokuczliwe, obrazowo mówiąc. I chciałbym się zapytać - czy wszędzie tak jest.. ? Czy to norma, przyzwyczajenie ? Czy ktokolwiek z tym jakoś walczy ?

Kwestie:

- Totalny chaos organizacyjny. Dotyka on najczęściej wydziałów najmniejszych, choć powinno być odwrotnie - mój wydział jest tu chyba absolutnym rekordzistą. Zajęcia po przerwie rozpoczynają się w poniedziałek. W sobotę pojawił się podział godzin w gablotce, w internecie pojawił się dopiero w poniedziałek rano, bo pani z dziekanatu nie umie go tam umieścić i musi czekać na pracownika naukowego. Podział wykonany jest w excelu i zawieszony tak wysoko, że mimo solidnego wzrostu nie da się spisać bezbłędnie planu zajęć. Można byłoby dowiedzieć się w dziekanacie, ale ten pracuje Poniedziałek-Piątek 10-13. Przepraszam, obecnie jest w piątki nieczynny (!). Laboratorium zostaje rozpisane na podziale na dwie grupy. Moja przyjaciółka stara sobie ułożyć jakoś plan, bo studiuje na dwóch uczelniach naraz. Na laboratorium dowiadujemy się jednak, że prowadzący poprowadzi jedną grupę, a zajęcia będą trwać 270 minut. Idziemy sprawdzić podział, i nagle okazuje się, że jest wywieszony zupełnie inny. Jedna grupa ma laboratorium z chemii, a druga w tym samym czasie laboratorium z informatyki. Idę wyżalić się do dziekanatu, że nie może tak być bo wszyscy mają zajęcia z chemii w jednym czasie. Okazało się, że przyczyną zmiany jest to, iż "na mechanicznym nie mieli sali". Następuje zmiana, sekretarka ustawia na styk zajęcia odbywające się w oddalonych od siebie budynkach. Interweniuję drugi raz, cały plan zostaje pozmieniany. Pada pytanie - a na które zajęcia mamy dzisiaj przyjść ? Odpowiedź z dziekanatu - "No ja nie wiem..." A czy prowadzący był informowany o zmianie ? - "Nie, bo nie wiem dokładnie kto prowadzi..." (ten sam wydział).. :!:

- Dzień później, podstawy konstrukcji inżynierskich. Prowadzący najpierw opieprza nas na korytarzu, czemu tu jeszcze stoimy skoro zajęcia są o 16:15 . Tak, ale na naszym podziale są o 16:30 :roll: Wstęp do przedmiotu, panuje luźna atmosfera, i nagle grom z jasnego nieba! :twisted: Prowadzący dowiaduje się podczas dyskusji, że nie mieliśmy zajęć z rysunku technicznego, tymczasem według ich wiedzy mieliśmy te zajęcia przez jeden semestr. No to trzeba na połowie semestru zaimprowizować jakiś kurs rysunku.. Bo tak stało w planie studiów że był... Tylko, że program studiów nie dość że zmienia się co roku, to syllabus nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.

- Ciężki status doktorantów: doktorant służy do wszystkiego - do badań, do prowadzenia ćwiczeń, laboratorium, do robienia herbaty, do kupowania odczynników, do pracy naukowej, do załatwiania w dziekanacie. Traci doktorant, i tracą studenci: przeciętny doktorant ma w tygodniu 45 minut konsultacji na które przychodzi 30 studentów, o ile w ogóle uda się go zastać

- Wprowadzenie nowych reguł wpisów do indeksu (norma ECTS) z jednoczesnym niepoinformowaniem o tym wykładowców. Student naprawdę głupio się czuje, kiedy musi pouczać osobę z tytułem profesora zwyczajnego jak się wpisuje do indeksu, bo prowadzący nie wie.. A potem dziekanat i tak 3 razy zwraca indeks, że nie jest poprawnie wpisane.

- Powszechna niewiedza w dziekanatach. Dziekanat nie wie od jakiej średniej jest stypendium naukowe, jak oblicza się średnie, czy będą dziś zajęcia.. Odpowiedź w 75% przypadków brzmi "Nie wiem".

- Ostatnia kwestia okaże się zapewne najbardziej drażliwa. Nie chciałbym nikogo obrażać. Wiem, że jest wielu dobrych naukowców, sam trafiłem np. na wspaniałego matematyka. Są pracownicy dobrzy, są wspaniali. Ale prawa statystyki tłumaczą, że muszą być też pracownicy słabi i beznadziejni. I tacy pracownicy wg. mnie są nie do usunięcia.. Jeśli ktoś nie umie przekazać wiedzy, to uważam, że powinno ograniczyć się jego rolę do pracy naukowej, a te dwie godziny dopisać komuś innemu. Pewien przedmiot miałem z prowadzącym, który wykład prowadzi o przysłowiowej "dupie maryni", po czym na zajęciach padają pytania z tego, czego nie wyłożył. Na ćwiczeniach to samo. Dyskusja - żeby zrozumieć, po chwili standardowe zdanie " nic państwo nie umiecie przerywam zajęcia" i następują "opowieści z krainy tysiąca i jednej nocy" aż do końca regulaminowego czasu zajęć.. Wiem, że dygresja jest czasem wskazana dla odpoczynku umysłu, no ale bez przesady. I każdy, łącznie z dziekanem o tym wie! Każdy z rządzących wydziałem, gdy usłyszy kto prowadzi zajęcia robi pobłażliwy uśmiech, ale nieszczęsny prowadzący dalej uczy... Egzamin zdałem, ale tak naprawdę wiedzę którą mam czerpałem z innego przedmiotu i można przyswoić ją z książki w trzy godziny...
Senza mai stancià nè mai rifiatà
Cumbattenti d'onore di Santa Libertà
Parechji sò spariti à o fior' di l'età
Surghjent'è acque linde di lu fium'unità
Awatar użytkownika
rufio
500...624 posty
500...624 posty
Posty: 607
Rejestracja: pn, 26 listopada 2007, 19:50
Lokalizacja: Poznań

Re: Bolączki szkolnictwa wyższego.

Post autor: rufio »

Heh pozostaje westchnąć ...

U mnie na nie mniej znanej i dobrej uczelni na której akurat jestem pracownikiem technicznym, wygląda to inaczej. Co do pan z dziekanatu to obowiązuje podział dziekanat dziekanatem zajęcia zaś ustala pani odpowiedzialna tylko i wyłącznie za to i nie ma raczej zgrzytów. Ale jak się ktoś uprze to zawsze można znaleźć zajęcia kolidujące. Związane jest to z tym że fizycy u nas z reguły zajęć w piątek nie mieli i nie mają, a skoro piątek wolny to wszyscy kombinują jak na studiach dziennych zaliczyć tydzień powiedzmy w 3 dni :D i uwierzcie udaje się :D . Niestety u nas problem stanowią studenci, którzy po pierwsze starają się zaliczyć tydzień w najkrótszym możliwym czasie. Po drugie jak słyszę, że student studiów dziennych nie ma czasu bo musi pracować bo: staż, pieniądze i w ogóle to zalewa mnie krew. Ja też pracowałem podczas studiów i to na pełen etat i nigdy do głowy by mi nie przyszło, że można się pracą wykręcać.
Co do tego co widzą panie w dziekanacie a czego nie: moim zdaniem od spraw finansowych jest tzw. starosta ekonomiczny (przynajmniej u nas), który odpowiedzialny jest za reprezentowanie roku na rozdziale wszelkich środków przeznaczonych dla studentów i to on wszystko wie i do niego składa się wszelkie zapytania; co to punktów ECTS to z czasem się wszyscy wdrożą i przestanie to być problem :D.

A propos doktorów i innych pracowników naukowych niestety każdy z nich musi w semestrze odbyć pewną ilość godzin z dydaktyki i nic nie poradzisz trzeba je zrobić. Chociaż też uważam, że powinni się tym zajmować ludzie, którzy to lubią i potrafią.

Nie powinieneś też generalizować co do tego jak ludzie wypowiadają się na temat studentów. Bo niestety nie można się oszukiwać poziom wiedzy jest coraz niższy, i nie trudno zgadnąć, że wielu studentów idzie na studia dla papieru, a coraz większa ilość uczelni prywatnych powoduje zaniżanie poziomu. Dostęp do szkoły "wyższej", nie bez kozery pisanej w cudzysłowiu , stał się łatwy ale czy nie za bardzo :?: Nie oszukujmy się, ilość fachowców nie rośnie i ci sami wykładowcy często pracują na kilku etatach. Nie mogą więc oni siłą rzeczy poświęcać tej samej liczby godzin kilkukrotnie większej liczbie ludzi.

W obecnej chwili dokonują się zmiany co do sposobu dotowania i kształtu szkolnictwa wyższego. miejmy nadzieję, że dla wszystkich dla was studentów i dla nas pracowników wyjdą na dobre.

Pozdrawiam.
Awatar użytkownika
Vault_Dweller
2500...3124 posty
2500...3124 posty
Posty: 2837
Rejestracja: wt, 1 lipca 2003, 23:26
Lokalizacja: Łódź
Kontakt:

Re: Bolączki szkolnictwa wyższego.

Post autor: Vault_Dweller »

Politechnika Łódzka, Wydział Chemiczny - absurdy i paranoje:

1. Plan zajęć w sobotę po sesji poprawkowej. Podobnie zresztą było na początku sem. zimowego.
2. Niektórzy wykładowcy opierają się na zbyt szerokich podstawach: na II sem. mieliśmy przedmiot "maszynoznawstwo i aparatura przemysłu chemicznego z elementami rysunku technicznego". Ćwiczenia - rysunek techniczny ołówkiem na brystolu [mogliby AutoCAD-a uczyć...]. Wykład- o różnych urządzeniach i aparatach do prowadzenia procesów, o których nie mieliśmy w ogóle żadnego pojęcia, tym bardziej, że podstawy technologii chemicznej opanowujemy dopiero teraz, na IV semestrze. Przedmiot ten [maszynoznawstwo] był poprzednio przeznaczony dla V semestru, więc profesor się trochę zdziwił, kiedy mu tłumaczyłem, że nie wiemy, co to równanie Bernoulliego... Poza tym prof. od wykładów z chemii fizycznej wyszedł z założenia, że na chemii ogólnej i nieorganicznej przerabialiśmy gramorównoważniki. Guzik prawda, nic takiego nie było [a właściwie: zachowało się w książkach starszych niż obecne normy, wg których gramorównoważniki, roztwory normalne itp. odeszły do lamusa - jakoś łatwiej mi się liczy w molach, chociaż trochę czasami się trzeba narobić...]
3. Chaos przy sporządzaniu planów. Nie dość, że są one nieczytelne- robione w Excelu [na Wydz. Elektrotechniki, Elektroniki, Informatyki i Automatyki mieliśmy plany robione w programie Celcat Timetabling, czyste, przejrzyste i zarąbiste ;)], to laborki mają jako pracownię podane enigmatyczne "Z" [tzn. "odpowiedni zakład naukowy"]. I o ile można się połapać, jeśli przed laborką jest wykład czy ćwiczenia- o tyle jeśli jest odwrotnie, to można się naszukać i nawkurzać...

Ale jedno na Polibudzie sobie chwalę: mamy zajefajnie sprawną bibliotekę, gdyż można zamawiać książki przez internet, a po 1/2h już będą czekały w wypożyczalni... Poza tym można wziąć chyba 16 woluminów, terminy są długie [cały semestr z możliwością przedłużania], więc to sobie chwalę.
Studenckie Radio ŻAK 88,8MHz- alternatywa w eterze przez całą dobę!
Awatar użytkownika
MarekSCO
2500...3124 posty
2500...3124 posty
Posty: 2678
Rejestracja: pn, 31 lipca 2006, 22:02
Lokalizacja: Żołynia podkarpackie

Re: Bolączki szkolnictwa wyższego.

Post autor: MarekSCO »

szalony pisze:poza seksem i piciem piwa, itd

Z tym "seksem" to "trafiłeś" ;) Nie ma co :)
I powiadasz...
szalony pisze:Dosyć często jako student słyszę narzekania na nas, na ogół wśród osób które nigdy nie studiowały
:lol: Spytaj któregoś z wykładowców z poczuciem humoru, w jakich okolicznościach narodził się dowcip: " Mam Handke na seks" :lol: :lol: :lol:
Taka mała powtórka z historii uczelni ( nie tylko uczelni ;) ) :lol: :lol: :lol:

Żeby nie było, że "ogół osób, które nie studiowały" nie ma racji...
Bez bicia przyznaję się do korzystania ze wszystkich w/w "używek" :D
( Jeszcze drags & rock`n`roll ) ;)
szalony pisze:niestety jako student AGH również jestem często tak postrzegany - głównie za przyczyną tych, dla których jedyną rozrywką jest narąbać się na rynku.
E tam...
Narąbać się na rynku i zaczepić patrol ZOMO :lol:
To dopiero była frajda :lol:
Własnym przykładem potwierdzam wszystkie zarzuty, które tu przytoczyłeś...
"Miliony mają rację !
... Reszta przeszkadza" (Nowak - raz dwa trzy)

//edit: Poprawiłęm bład w nazwisku p ministra ;)
"Mam Handke... oczywiście ;)
Ostatnio zmieniony czw, 21 lutego 2008, 07:34 przez MarekSCO, łącznie zmieniany 1 raz.
Miło mi z Wami :)
Pozdrawiam
Awatar użytkownika
Adam Myslinski
250...374 postów
250...374 postów
Posty: 272
Rejestracja: wt, 17 sierpnia 2004, 19:50
Lokalizacja: Warszawa

Re: Bolączki szkolnictwa wyższego.

Post autor: Adam Myslinski »

Pozdrawiam

Adam
pierwszy

Re: Bolączki szkolnictwa wyższego.

Post autor: pierwszy »

MarekSCO pisze: Żeby nie było, że "ogół osób, które nie studiowały" nie ma racji...
Bez bicia przyznaję się do korzystania ze wszystkich w/w "używek" :D
( Jeszcze drags & rock`n`roll ) ;)
O to to! :D
Ja tez sie moge podpisac czteroma lapkami pod tym :wink:
MarekSCO pisze: E tam...
Narąbać się na rynku i zaczepić patrol ZOMO :lol:
To dopiero była frajda :lol:
Własnym przykładem potwierdzam wszystkie zarzuty, które tu przytoczyłeś...
Ja tez, mieszkajac w Piascie nawet nie musialem sie fatygowac na rynek, milicja czy
inne przyjazne studentom jednostki czesto wpadali na odwiedziny do akademika. :wink:
Awatar użytkownika
jethrotull
3125...6249 postów
3125...6249 postów
Posty: 4013
Rejestracja: sob, 3 czerwca 2006, 21:51
Lokalizacja: Poznań

Re: Bolączki szkolnictwa wyższego.

Post autor: jethrotull »

A ja tam o swojej uczelni (polibuda w Poznaniu) złego słowa powiedzieć nie mogę, nie licząc oczywiście stałego motywu dziekanatu. Dopiero na studiach otworzyły mi się oczy, okazało się że szkoła naprawdę może przekazywać bardzo trudną wiedzę w sposób interesujący i skuteczny, i jest to wiedza jak najbardziej przydatna w późniejszym życiu zawodowym. Bolączki to w moim mniemaniu dotyczą raczej szkolnictwa średniego ogólnego.
Nigdy nie spotkałem się z czyjąkolwiek wrogością wobec mnie jako studenta kiedy byłem studentem. A do knajpy na piwo też czasem trzeba, nie wspominając o tym wstrętnym seksie ;)
Awatar użytkownika
szalony
moderator
Posty: 1863
Rejestracja: wt, 14 sierpnia 2007, 14:15
Lokalizacja: Kraków/Zielona Góra

Re: Bolączki szkolnictwa wyższego.

Post autor: szalony »

MarekSCO -> Nie zamierzam robić z siebie świętego ;) , nie powiem jakobym nie korzystał z w/w "używek", ani nigdy nie szedł pijany po rynku :lol: Ale chodziło mi o generalizację bowiem z wrogością w Krakowie spotykam się dosyć często.

Adam Myśliński -> Te plany wyglądają czytelnie i ładnie. A u nas po kilknięciu na program studiów w najlepszym razie wyskoczy "Błąd 404" :wink:

Kiedyś na osiedlu u kolegi planowaliśmy ułożyć w Juwenalia na przystanku napis "AGH" z płyt chodnikowych :D (Remont był w okolicy). Ale płyty ciężkie, a wszyscy mieli już mocno w czubie, więc pomysł się nie powiódł ;)
Senza mai stancià nè mai rifiatà
Cumbattenti d'onore di Santa Libertà
Parechji sò spariti à o fior' di l'età
Surghjent'è acque linde di lu fium'unità
OTLamp

Re: Bolączki szkolnictwa wyższego.

Post autor: OTLamp »

Politechnika Łódzka, Wydz. Elektrotechniki, Elektroniki, Informatyki i Automatyki

Zaczynając od planów, jak już wspomniał Vault, przejrzyste i czytelne, choć pojawiały się dość późno i w pierwszym tygodniu czasem ulegały zmianom. Jeśli chodzi o pracę dziekanatu, tutaj dokonano bardzo dużych zmian w celu usprawnienia jego pracy. Równolegle wprowadzono semestralną obowiązkową ankietę (nie ma wypełnionej ankiety, nie ma stempelka w legitymacji) dotyczącą prowadzenia zajęć i organizacji pracy dziekanatu. Na stronie wydziału stworzono "wirtualny dziekanat", a w nim "portal studencki" gdzie każdy po zalogowaniu może sprawdzić swoje oceny, decyzje w sprawie złożonych podań, opłat, a nawet umówić się z dziekanem na rozmowę 8) . W portalu są też przygotowane wszelkie podania, które się drukuje, wypełnia i składa (tylko wygenerowane poprzez portal są przyjmowane). Przy każdym podaniu są od razu wyszczególnione wszelkie dokumenty, jakie należy do niego załączyć. W razie nieprawidłowości w zakładce "komunikaty" otrzymuje się odp. wiadomości. Na stronie internetowej są podane wszelkie informacje dotyczące opłat, progów stypendiów, potrzebnych dokumentów itp.
Rzeczywisty (w odróżnieniu do wirtualnego) dziekanat podzielono na dwie części. W pokoju, gdzie niegdyś mieścił się cały dziekanat urzędują przy trzech stanowiskach trzy panie, każda ma pod opieką określone kierunki. Dodatkowo obok dziekanatu, gdzie niegdyś były 2 okienka PKO, zrobiono drugą część dziekanatu, gdzie można załatwiać jakieś proste sprawy, typu podstemplowanie legitymacji. Jedno okienko jest dla studiów dziennych, drugie dla zaocznych. Aby zminimalizować kolejki, przed dziekanatem powieszono skrzynkę na wnioski o wydanie zaświadczeń (odbiera się je potem w okienku), a nieco dalej, wybito dwa otwory (jak w skrzynce na listy, jeden dla dziennych, drugi dla zaocznych), do których wrzuca się indeksy do rejestracji (w odp. kopertach które są na półce nieopodal). Wraz z wprowadzonymi zmianami, zaczęto bardzo restrykcyjnie pilnować wszelkich terminów, np. indeks złożony nawet dzień po określonym terminie (z dokładnością do konkretnej godziny, zdaje się że 16.00) skutkuje skreśleniem z listy studentów (sam mam pamiątkę w indeksie: "semestr IX - skreślony z listy studentów z powodu niedopełnienia terminu złożenia indeksu do rejestracji", a pod spodem "decyzją rektora anulowano decyzję o skreśleniu" - trzeba było pisać podanie do rektora, aby znów stać się studentem :lol: ).

Jeśli chodzi o wykładowców, to na większość naprawdę nie było co narzekać. Wykłady prowadzone bardzo dobrze*, zwłaszcza elektrotechnika wykładana przez panie dr. J.Bek i H.Morawską. Oczywiście zdarzały się wyjątki, zdarzyło mi się np. na jednym z wykładów (3 godziny, od 8.15) z maszyn elektrycznych, zasnąć 3 razy w ciągu 45minut, kiedy to wykładający dziadzio opowiadał przez 45min, jaki ma w domu fajny mały transformatorek, obficie ziewając przy tym co drugie słowo :lol:

Nie spotkałem się z jakąkolwiek wrogością. Spotkałem się za to z czymś innym - generalizowaniem, że każdy student to maksymalny kombinator i cwaniaczek. Z tego powodu czasem było trudno przekonać dziekanat do swoich racji :P :lol:

Co do biblioteki - mają nawet Empfanger Schaltungen i to prawie wszystkie tomy :) Chciałem im je zabrać (oczywiście legalnie), ale to nie taka prosta sprawa :roll:

*twierdzenie to może być jednak wybitnie subiektywne, gdyż w zasadzie chodziłem tylko na takie, które były prowadzone bardzo dobrze (ew. dobrze) :wink:
Awatar użytkownika
szalony
moderator
Posty: 1863
Rejestracja: wt, 14 sierpnia 2007, 14:15
Lokalizacja: Kraków/Zielona Góra

Re: Bolączki szkolnictwa wyższego.

Post autor: szalony »

U mnie z przestrzeganiem terminów to jest raczej śmiech (jak się u nas żartuje - indeks po sesji zimowej oddać do końca marca), ale przyczyna jest prosta - jest na kierunkach wiele osób, które "nie są orłami", pomimo tego, że sporo odpadło - ja mam na roku 25 osób razem ze mną + 1 weteran, i dziekan chyba nie chce zbytnio podcinać gałęzi na której sam siedzi... Studia kończy zwykle kilka-kilkanaście osób, i inaczej rektor po prostu to zamknie...
Senza mai stancià nè mai rifiatà
Cumbattenti d'onore di Santa Libertà
Parechji sò spariti à o fior' di l'età
Surghjent'è acque linde di lu fium'unità
traxman

Re: Bolączki szkolnictwa wyższego.

Post autor: traxman »

W sumie u mnie podobnie (Politechnika Śląska AEI lata 90 automatyka-robotyka):
- na roku były może ze trzy osoby, które wiedziały co jest grane, ale miały problemy z teorią, na szczęście wszystkie skończyły,
- pierwszy rok to była makabra, pełen chaos, wykładowcy zupełnie nie zdawali sobie sprawy, że równania różniczkowe cząstkowe potrzebne na pierwszym semestrze fizyki wykładane były na równaniach różniczkowych na trzecim semestrze podobnie było z innymi przedmiotami, wyleciało sporo ludzi, tak z połowa,
- zbędne zajęcia filozofia, ekonomia w wymiarze godzin z podstaw elektrotechniki, niejedna flacha poszła na filozofii bo na trzeźwo się nie dało.
- jak się człowiek skupił to plan zajęć robiliśmy w trzy dni, od 2 semestru nie zdarzyły nam się zajęcia w piątek i poniedziałek,
- specjalność za pomocą rad starszych kolegów wybierało się tak, aby zacząć studiować, a nie uczyć się i mieć 100% szansy na zakończenie studiów w terminie, biedni ci z automatyki (wiedzą o co chodzi), pozdrawia robotyk,
- studia nie były źródłem wiedzy, a jedynie środkiem do otrzymania dyplomu,
- Pani z naszego dziekanatu była super, w przeciwieństwie do informatyki, co widać było po sposobie traktowania studentów, Ona tam była dla nas, na informatyce, studenci byli dla Niej,
- ja z premedytacją mój kierunek nazywam historią robotyki, a nie robotyką, wyposażenie laboratoriów było dużo starsze od nas,
- nikt nigdy nie wymagał od nas terminów, i nie stwarzał niepotrzebnej biurokracji, nie było rygorów kart zaliczeń i egzaminów, zdarzały się sytuacje, że zdany był egzamin bez zaliczenia przedmiotu. Gilotyną był ostatni dzień sesji, miało być wszystko wpisane, jeżeli nie to urlop.
- nasz kierunek (robotyka) miał "normalnych" wykładowców, wymagali tylko tego co wykładali, mieliśmy też niestety przyjemność mieć wykładowców z innych wydziałów i tu już nie było tak różowo - np. przezwisko "mokre-łono" znakomicie oddaje niechęć do pewnej Pani i problemy z zaliczeniem techniki cyfrowej jednej z naszych grup, podczas gdy inni nie mieli problemów.

Dobrze, że to skończyłem dla porównania miałem jeszcze podyplomówkę w prywatnej szkole -DDDRRRAAAMMAAATTT, polibuda to szczyt poziomu i organizacji.

Przykre było to, że po studiach poszliśmy na doktorat całą grupą, ale zakończyliśmy po pierwszym roku, bo nikt sie nami nie interesował i szkoda było marnować czas, a chęć też znikła w trakcie.
OTLamp

Re: Bolączki szkolnictwa wyższego.

Post autor: OTLamp »

traxman pisze: wykładowcy zupełnie nie zdawali sobie sprawy, że równania różniczkowe cząstkowe potrzebne na pierwszym semestrze fizyki wykładane były na równaniach różniczkowych na trzecim semestrze podobnie było z innymi przedmiotami, wyleciało sporo ludzi, tak z połowa,
Fakt, podobnie było z całkami krzywoliniowymi i powierzchniowymi. Fizykę na pierwszym roku miałem z maksymalnie nawiedzonym
gościem, w zasadzie cały wykład to jeden wielki niezrozumiały szum (dez)informacyjny. Mówił szybko, niezbyt wyraźnie i do tego tak, że w połowie jednego wyrazu rozpoczynał się drugi (chciał chyba nadążyć słowami za myślami :roll: ). Oryginalny był też egzamin. Składał się z 10 pytań powiązanych w jeden tekst. On go dyktował, zatrzymywał się w pewnym miejscu, wtedy był czas na odpowiedź, po czym dyktował dalej. Pytania były w stylu:


"Co Ty na to gdy:
<tu jakaś całka po czymś równa się coś tam>"

i czeka na odpowiedź, a dalej:

"jeśli ww. zależności założymy/zmienimy <i tu podawał coś>, to otrzymamy:"

...i tu czekał na odpowiedź.

No i tak 10 zapytań, a potem ustny :)

Poza tym w systemie punktowym nie bez powodu najwięcej punktów mają elektrotechnika, fizyka i analiza matematyczna. To w zasadzie takie sito, odcedzające słabszych, niestety.
painlust
9375...12499 postów
9375...12499 postów
Posty: 11113
Rejestracja: wt, 13 kwietnia 2004, 14:42

Re: Bolączki szkolnictwa wyższego.

Post autor: painlust »

Ja miałem takiego matematyka na wydziale co napi****lił całą tablicę całek i pyta się czy wszystko rozumiemy. Na sali cisza jak makiem zasiał, wszyscy patrzą się na gościa jakby ufoka zobaczyli, a ten zapala światło w sali po czym stwierdza "i wszystko jasne" po czym dalej nap******a całki... miałem takich wykładowców popieprzeńców, że nikomu z moich znajomych tylu się chyba nie trafiło co mi.
Awatar użytkownika
szalony
moderator
Posty: 1863
Rejestracja: wt, 14 sierpnia 2007, 14:15
Lokalizacja: Kraków/Zielona Góra

Re: Bolączki szkolnictwa wyższego.

Post autor: szalony »

U mnie największy śmiech to były ćwiczenia z mocno już niedosłyszącym "dziadkiem", który gdy nikt nie chciał podejść do tablicy - mówił "rozumiem, że jest to za proste" :D W sumie te zadania chyba były proste, ale nikt nic nie rozumiał z teorii ;) Na szczęście przed egzaminem pani wykładowczyni podała listę pytań 8) Solidne wkucie zapewniło mi 4,0 mimo, że nie mam o przedmiocie zielonego pojęcia :lol: Był to "Rachunek wektorowy i tensorowy".
Senza mai stancià nè mai rifiatà
Cumbattenti d'onore di Santa Libertà
Parechji sò spariti à o fior' di l'età
Surghjent'è acque linde di lu fium'unità
Kazimierz
625...1249 postów
625...1249 postów
Posty: 722
Rejestracja: śr, 25 czerwca 2003, 22:17
Lokalizacja: Warszawa

Re: Bolączki szkolnictwa wyższego.

Post autor: Kazimierz »

Z pewnym rozrzewnieniem czytam te wspominki :D i przypominam sobie ćwiczenia z matematyki na I-szym roku. Wykłady miałem z Leitnerem (tym od Żakowskiego) natomiast ćwiczenia prowadził maksymalny opier....cz. Nie chciało mu się nawet wstać z zydla, żeby pisać coś na tablicy. Przysuwał sobie ów zydel pod tablicę, prostował duży cyrkiel z kredą na końcu i tym wyprostowanym przyborem pisał... W pierwszym podejściu do egzaminu 3/4 grupy poległo.
pozdrawiam
ODPOWIEDZ