Do założenia tematu skłoniło mnie kilka spostrzeżeń. Paradoksalnie ma on wiele wspólnego z forum - większość ludzi tutaj obecnych albo studiuje albo posiada mgr. inż. lub wyżej (najwyższy stopień wśród forumowiczów to chyba dr inż. ?

Kwestie:
- Totalny chaos organizacyjny. Dotyka on najczęściej wydziałów najmniejszych, choć powinno być odwrotnie - mój wydział jest tu chyba absolutnym rekordzistą. Zajęcia po przerwie rozpoczynają się w poniedziałek. W sobotę pojawił się podział godzin w gablotce, w internecie pojawił się dopiero w poniedziałek rano, bo pani z dziekanatu nie umie go tam umieścić i musi czekać na pracownika naukowego. Podział wykonany jest w excelu i zawieszony tak wysoko, że mimo solidnego wzrostu nie da się spisać bezbłędnie planu zajęć. Można byłoby dowiedzieć się w dziekanacie, ale ten pracuje Poniedziałek-Piątek 10-13. Przepraszam, obecnie jest w piątki nieczynny (!). Laboratorium zostaje rozpisane na podziale na dwie grupy. Moja przyjaciółka stara sobie ułożyć jakoś plan, bo studiuje na dwóch uczelniach naraz. Na laboratorium dowiadujemy się jednak, że prowadzący poprowadzi jedną grupę, a zajęcia będą trwać 270 minut. Idziemy sprawdzić podział, i nagle okazuje się, że jest wywieszony zupełnie inny. Jedna grupa ma laboratorium z chemii, a druga w tym samym czasie laboratorium z informatyki. Idę wyżalić się do dziekanatu, że nie może tak być bo wszyscy mają zajęcia z chemii w jednym czasie. Okazało się, że przyczyną zmiany jest to, iż "na mechanicznym nie mieli sali". Następuje zmiana, sekretarka ustawia na styk zajęcia odbywające się w oddalonych od siebie budynkach. Interweniuję drugi raz, cały plan zostaje pozmieniany. Pada pytanie - a na które zajęcia mamy dzisiaj przyjść ? Odpowiedź z dziekanatu - "No ja nie wiem..." A czy prowadzący był informowany o zmianie ? - "Nie, bo nie wiem dokładnie kto prowadzi..." (ten sam wydział)..

- Dzień później, podstawy konstrukcji inżynierskich. Prowadzący najpierw opieprza nas na korytarzu, czemu tu jeszcze stoimy skoro zajęcia są o 16:15 . Tak, ale na naszym podziale są o 16:30


- Ciężki status doktorantów: doktorant służy do wszystkiego - do badań, do prowadzenia ćwiczeń, laboratorium, do robienia herbaty, do kupowania odczynników, do pracy naukowej, do załatwiania w dziekanacie. Traci doktorant, i tracą studenci: przeciętny doktorant ma w tygodniu 45 minut konsultacji na które przychodzi 30 studentów, o ile w ogóle uda się go zastać
- Wprowadzenie nowych reguł wpisów do indeksu (norma ECTS) z jednoczesnym niepoinformowaniem o tym wykładowców. Student naprawdę głupio się czuje, kiedy musi pouczać osobę z tytułem profesora zwyczajnego jak się wpisuje do indeksu, bo prowadzący nie wie.. A potem dziekanat i tak 3 razy zwraca indeks, że nie jest poprawnie wpisane.
- Powszechna niewiedza w dziekanatach. Dziekanat nie wie od jakiej średniej jest stypendium naukowe, jak oblicza się średnie, czy będą dziś zajęcia.. Odpowiedź w 75% przypadków brzmi "Nie wiem".
- Ostatnia kwestia okaże się zapewne najbardziej drażliwa. Nie chciałbym nikogo obrażać. Wiem, że jest wielu dobrych naukowców, sam trafiłem np. na wspaniałego matematyka. Są pracownicy dobrzy, są wspaniali. Ale prawa statystyki tłumaczą, że muszą być też pracownicy słabi i beznadziejni. I tacy pracownicy wg. mnie są nie do usunięcia.. Jeśli ktoś nie umie przekazać wiedzy, to uważam, że powinno ograniczyć się jego rolę do pracy naukowej, a te dwie godziny dopisać komuś innemu. Pewien przedmiot miałem z prowadzącym, który wykład prowadzi o przysłowiowej "dupie maryni", po czym na zajęciach padają pytania z tego, czego nie wyłożył. Na ćwiczeniach to samo. Dyskusja - żeby zrozumieć, po chwili standardowe zdanie " nic państwo nie umiecie przerywam zajęcia" i następują "opowieści z krainy tysiąca i jednej nocy" aż do końca regulaminowego czasu zajęć.. Wiem, że dygresja jest czasem wskazana dla odpoczynku umysłu, no ale bez przesady. I każdy, łącznie z dziekanem o tym wie! Każdy z rządzących wydziałem, gdy usłyszy kto prowadzi zajęcia robi pobłażliwy uśmiech, ale nieszczęsny prowadzący dalej uczy... Egzamin zdałem, ale tak naprawdę wiedzę którą mam czerpałem z innego przedmiotu i można przyswoić ją z książki w trzy godziny...