
Moje pytanie jest dzis takie - jak sobie radzicie ze skokami napiecia w nieobciazonym zasilaczu ?
Mam takie potezne trafo, 700W ponad, wyjscie dzielone, symetryczne, po 400V. Docelowo duodioda, kondensator 2uF/630V (chyba olejowy, bo w metalowym pudeleczku, hermetycznie zaspawanym). Na razie, do testow, zamiast duodiody, daje zwykle 1n4007.
Napiecie na kondensatorze bez obciazenia wynosi ok. 620V (nap. z trafa to jakies 450V) i jest bliskie jego napiecia przebicia, czyli 630V. Oczywiscie nie chce pracowac na granicy parametrow. Z kolei pod obciazeniem ok. 50W - 2 zarowki 220V/40W w szereg - napiecie spada do 510V, a to wystarczajaco daleko od napiecia pracy kondensatora. Skok napiecia bez obciazenia - srednio 120V.
Przy obciazeniu (a uklad bedzie pobieral ponad 250W mocy, czyli 5 razy tyle, co te zarowki do testow) - wszystko jest super. Bez obciazenia - niby tez OK, kondensator nie wylecial w powietrze, ale... No i teraz nie chce dawac 2 kondensatorow w szereg, bo bede je mial na 1200V (kosmiczna wartosc w stosunku do 500V), a tylko 1uF, czyli do osiagniecia potrzebnych mi 5uF bede musial zrobic spora baterie ! Do tego jeszcze majstrowac z opornikami wyrownawczymi napiecia na kondensatorach. Same minusy.
Pomyslalem, ze mozna to obejsc na 2 sposoby:
1) dzielnik napiecia jeszcze PRZED kondensatorem filtrujacym, gdzie "gorny" opornik (ten, PO ktorym odbierane jest napiecie, ze srodka dzielnika) bylby zwierany przekaznikiem w chwili wlaczenia obciazenia.
Wowczas - bez obciazenia napiecie na kondensatorze byloby utrzymywane na poziomie jakichs 600V, zeby zbyt sie nie przeformowal, a po zalaczeniu obciazenia - przekaznik zwieralby ten rezystor i podawal pelne napiecie na obciazenie.
Problem: cos sie dzieje z obiazeniem (np. przepala sie bezpiecznik) - rezystor dzielnika jest zwarty, napiecie wyzsze o >100V idzie na kondensator.
Rozwiazanie: jakis czujnik zaniku pradu (na malym oporze) i na tej podstawie rozlaczajacy zasilanie.
2) opornik balastowy rownolegle do kondensatora i obciazajacy go.
100 kOhm przy 500V to ok. 5mA, czyli jakies 2,5W (powiedzmy, ze 5). Spadek napiecia na "biegu jalowym" byl rzedu 10V, czyli napiecie na kondesatorze wynosilo ok 610V. Moge dac 50 kOhm, ale wtedy bede mial zapewne cos kolo 600V ale i kolejna grzalke (po lampach i ich opornikach redukcyjnych dla zarzenia). Poniewaz bedzie to polaczenie rownolegle balastu i obciazenia, ale obciazenie bedzie mialo 2-3 rzedy mniejszy opor, nie powinno odczuc tegoz balastu.
Zdaje sobie sprawe, ze na duodiodzie bedzie o wiele wiekszy spadek napiecia, niz na diodach krzemowych, ale... przezornosci nigdy za wiele. To sa za wysokie napiecia i za duze moce.
A jak Wy sobie radzicie z takimi problemami ?
Chyba, ze zeastosuje takie kondensatory, rownolegle: 1,5uF na 1kV. Ale to az 14 cm na dlugosc... a ja mam takie male "bloczki" 2uF/630... 10 w szereg i mam podobna dlugosc, a 20uF/630V...
