... tutaj nie chodzi ani o cenę ani o to, kto to kupi.
Tu chodzi o ewidentne robienie wody ludziom z mózgu, czego efektem jest deprecjacja pracy naprawdę niekiedy doświadczonych konstruktorów, których urządzenia są dopracowane i wykonawczo i brzmieniowo jak przysłowiowe skrzypce Stradivariusa
Bo jeden czy drugi nieuk zza lady - lub po prostu kupiony przez "auuudiofilską" firmę (do niedawna całkiem obiektywny) ekspert - stwierdzi, że niemożliwe jest wykonanie w amatorskich warunkach urządzenia o określonych parametrach i FERTIG
Podobne bałwochwalcze komentarze można zresztą wyczytać w opiniach o sprzęcie gitarowym: nierzadko dotyczą one wzmacniaczy, które pierwotnie powstawały w garażu uznanego później konstruktora i wciąż są produkowane (po nieuniknionym "zmodernizowaniu" i przeflancowaniu do Azji, żeby było taniej) w mało zmienionej formie. Brumią, szumią, trzeszczą, mikrofonują...
I tym właśnie różnią się od lepiej i staranniej (bo zwykle mikroseryjnie) wykonanych urządzeń DIY - często opartych o identyczny lub poprawiony schemat. W końcu niczego nowego wymyśleć się tu już nie da - a co najwyżej można tylko poprawić jakąś MARKOWĄ chałturę.
Konkluzja: MARKA to MARKA więc w konfrontacji z nią wszystko inne musi być DO DUPY

Ludzie przyjmuja to jako pewnik.
Więc może człowieka (chcącego sprzedać za uczciwe pieniądze swoje wypieszczone elektroniczne arcydzieło) szlag trafić, gdy potencjalny nabywca, któremu
napluto w oczy albo uszy rezygnuje z zakupu bo ktoś inny zachwalił mu wyklepany w Chinach czy Tajlandi chłam - ale noszący logo znanej firmy audiofilskiej czy muzycznej.
Zoltan