Problem odpowiedniej kolejności załączania napięć w urządzeniach lampowych co jakiś czas pojawia się na forum. Chciałbym przedstawić swoją propozycję.
Zasada działania jest następująca: w momencie zamknięcia wyłącznika "Wył." zostaje podane przez diody D1 i D2 napięcie na układ LM339 oraz przez stabilizator na diody D7, D8. Zostaje naładowany kondensator C1, na wyjściu komparatora I pojawia się stan niski, zostaje załączony przekaźnik Kp a w konsekwencji K1, który załącza napięcie żarzenia w układzie. Jednocześnie ładuje się kondensator C2 i po upływie czasu, który można nastawić potencjometrem P2 zamyka styki przekaźnik K2 załączając tym samym napięcie anodowe. Po otwarciu wyłącznika "Wył." bezzwłocznie wyłącza się napięcie anodowe, natomiast napięcie żarzenia pozostaje załączone przez czas nastawiony potencjometrem P1. Układ sterownika w tym czasie jest zasilany przez styk 1Kp i diodę D3. Kondensator C2 drugiego komparatora rozładowuje się przez obwód złożony z rezystora 100k, D10 i cewki K2, kondensator C1 przez rezystor 470k. Po rozładowaniu C1 poniżej nastawionego poziomu wyjście koparatora I przechodzi w stan wysoki, otwiera styki Kp i układ wyłącza się. Styk 2Kp może wydawać się niepotrzebny, ale zabezpiecza zasilane urządzenie przed podaniem napięcia anodowego w razie, gdyby z jakiegoś powodu nie załączył się przekaźnik Kp. To uzależnienie można z resztą zmodyfikować, wykorzystując np. wolne styki K1. Przy pomocy rezystorów oznaczonych gwiazdką można wprowadzić histerezę, w czasie prób okazało się to jednak niepotrzebne.
Podsumowując - po załączeniu wyłącznika "wył." układ najpierw załącza przy pomocy styków przekaźnika K1 napięcie żarzenia, a później napięcia anodowe przy pomocy styków przekaźnika K2. Po wyłączeniu wyłącznika najpierw wyłącza się K2 (nap. anodowe), później K1 (nap. żarzenia).