Dwutlenku uranu używano krótko, ale nazwa już pozostała. Około 1934/35 roku zastąpiono go (przynajmniej w Niemczech) rodzimymi minerałami tytanu i magnezu (spinel Ti-Mg). Tak wykonane termistory musiały być chronione od wpływu powietrza, dlatego zamykano je w bańkach próżniowych albo wypełnionych gazem obojętnym lub redukującym. W Eisen urdoksach był to naturalnie wodór. Późniejsze termistory był wykonane z innych materiałów i nie wymagały już ochrony przed dostępem powietrza.ballasttube pisze: ↑śr, 15 marca 2023, 03:51
I termistory Urdox-owe (Uranium Dioxyd po niemiecku to dwutlenek uranu)
Czy już się bać?
Moderatorzy: gsmok, tszczesn, Romekd, Einherjer, OTLamp
Re: Czy już się bać?
-
- 3125...6249 postów
- Posty: 3319
- Rejestracja: czw, 25 marca 2010, 00:12
Re: Czy już się bać?
Kolega OTLamp:
Dziękuję za interesującą informację.
Nigdy dotąd nie udało mi się trafić na to sprostowanie.
Pozornie urdoxy w Eisen-Urdoxach wyglądają podobnie,
jak Urdoxy (z nazwy) samodzielnie zamknięte w bańce.
Kiedyś mi spadł EU bodaj VI na ziemię i się oczywiście zbił.
No i coś błysnęło.
Wodór się zapalił po prostu.
Potwierdzeniem tego sprostowania może być pewien fakt:
z ciekawości podczas studiów poprosiłem koleżankę z
katedry fizyki, aby sprawdziła licznikiem GM "urdox"
U2420 lub U2410 (już po kilkudziesięciu latach nie pamiętam
dokładnie,czy był na 0,2 A, czy na 0,1 A) podgrzany do 24 V
odpowiednim napięciem i stwierdziła potem, że nie było
stwierdzenia żadnego promieniowania.
Mam dalsze pytanie: dlaczego przy zbiciu zwykłego startera
od świetlówki słychać huk i widać błysk.
Przecież tam powinien być gaz obojętny.
Pozdrawiam Wszystkich Kolegów.
Jacek
Dziękuję za interesującą informację.
Nigdy dotąd nie udało mi się trafić na to sprostowanie.
Pozornie urdoxy w Eisen-Urdoxach wyglądają podobnie,
jak Urdoxy (z nazwy) samodzielnie zamknięte w bańce.
Kiedyś mi spadł EU bodaj VI na ziemię i się oczywiście zbił.
No i coś błysnęło.
Wodór się zapalił po prostu.
Potwierdzeniem tego sprostowania może być pewien fakt:
z ciekawości podczas studiów poprosiłem koleżankę z
katedry fizyki, aby sprawdziła licznikiem GM "urdox"
U2420 lub U2410 (już po kilkudziesięciu latach nie pamiętam
dokładnie,czy był na 0,2 A, czy na 0,1 A) podgrzany do 24 V
odpowiednim napięciem i stwierdziła potem, że nie było
stwierdzenia żadnego promieniowania.
Mam dalsze pytanie: dlaczego przy zbiciu zwykłego startera
od świetlówki słychać huk i widać błysk.
Przecież tam powinien być gaz obojętny.
Pozdrawiam Wszystkich Kolegów.
Jacek
Ostatnio zmieniony pt, 17 marca 2023, 06:37 przez Romekd, łącznie zmieniany 1 raz.
Re: Czy już się bać?
Dlatego, że te startery mogą mieć elektrody pokryte aktywatorem (np. barem). Aktywator obniża pracę wyjścia, co ułatwia zapłon, ale przy zbiciu bańki ma kontakt z powietrzem i jako metal aktywny w zetknięciu z nim zapala się.ballasttube pisze: ↑pt, 17 marca 2023, 01:35 [...]
Mam dalsze pytanie: dlaczego przy zbiciu zwykłego startera
od świetlówki słychać huk i widać błysk.
Przecież tam powinien być gaz obojętny.
Pozdrawiam Wszystkich Kolegów.
Jacek
-
- 3125...6249 postów
- Posty: 3319
- Rejestracja: czw, 25 marca 2010, 00:12
Re: Czy już się bać?
Kolega Alek PT:
jestem cały czas pod wielkim wrażeniem
niesamowitej wiedzy Kolegi o wszystkim,
co się dzieje we wszelkich bańkach
z takim czy innym gazem lub jego
żałosnymi szczątkami
(czytaj:wysoką próżnią:-))
Dziękuję bardzo za wyjaśnienie
mego problemu i pozdrawiam uprzejmie.
Jacek"b/t"
jestem cały czas pod wielkim wrażeniem
niesamowitej wiedzy Kolegi o wszystkim,
co się dzieje we wszelkich bańkach
z takim czy innym gazem lub jego
żałosnymi szczątkami
(czytaj:wysoką próżnią:-))
Dziękuję bardzo za wyjaśnienie
mego problemu i pozdrawiam uprzejmie.
Jacek"b/t"
- taipan3
- 1250...1874 posty
- Posty: 1542
- Rejestracja: ndz, 17 czerwca 2007, 09:34
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Czy już się bać?
Alku w związku z tym że ty wiesz wszystko to dodatkowe pytanie do ciebie .
Tak z ciekawości jaka ilość baru jest w takim starterze. Jest on toksyczny w większych stężeniach, poza tym bardzo łatwo się wchłania drogami oddechowymi. Pewnie w starterze są jakieś mikroskopijne ilości, ale jestem ciekawy odpowiedzi.
Kiedy byłem gówniarzem , wczesna podstawówka , przy szkole w niezamykanym składziku znaleźliśmy zużyte szkolne świetlówki. Co z nimi robiliśmy możecie się domyśleć.
Możecie się śmiać że toksyczność jest minimalna, ale miałem już kiedyś do czynienia z sytuacją że przyjechali do mnie państwo, działkowicze, ona robiła drzem z brzoskwiń, on je tłukł i jadł te gorzkie migdały. Co ciekawe mówił że zawsze je jadł zwykle kilkanaście sztuk. Tym razem zjadł ich znacznie więcej bo jak twierdzi były wyjątkowo mało gorzkie. Trafił do mnie z ostrymi objawami zatrucia cyjanowodorem.
Tak z ciekawości jaka ilość baru jest w takim starterze. Jest on toksyczny w większych stężeniach, poza tym bardzo łatwo się wchłania drogami oddechowymi. Pewnie w starterze są jakieś mikroskopijne ilości, ale jestem ciekawy odpowiedzi.
Kiedy byłem gówniarzem , wczesna podstawówka , przy szkole w niezamykanym składziku znaleźliśmy zużyte szkolne świetlówki. Co z nimi robiliśmy możecie się domyśleć.
Możecie się śmiać że toksyczność jest minimalna, ale miałem już kiedyś do czynienia z sytuacją że przyjechali do mnie państwo, działkowicze, ona robiła drzem z brzoskwiń, on je tłukł i jadł te gorzkie migdały. Co ciekawe mówił że zawsze je jadł zwykle kilkanaście sztuk. Tym razem zjadł ich znacznie więcej bo jak twierdzi były wyjątkowo mało gorzkie. Trafił do mnie z ostrymi objawami zatrucia cyjanowodorem.
Re: Czy już się bać?
Nie wiem wszystkiego. Dysponuję tylko niepełnymi danymi, dotyczącymi neonówek MN-5 i MN-5B, gabarytowo nieco mniejszych niż neonówki starterowe z bimetalem. Myślę jednak, że te dane orientacyjne wystarczą. W lampach MN-5 aktywatorem był cez. Skład jednej z wersji aktywatora (1964 r.): 38% dwuchromianu cezu, 61% krzemu, 1% glinu. W innej wersji (od 1976 r.) był to dwuchromian cezu i proszek cyrkonu w proporcji wagowej 15:1. Masa kompletnego aktywatora 2-4 mg. Wynika stąd, że czystego cezu byłoby na pewno mniej jak 2 mg. Lampy MN-5B miały aktywator barowy, ale nie mam chyba kompletnej instrukcji technologicznej tego aktywatora.
W świetlówkach jest rtęć, a w tych z lat 80. wręcz w nich chlupało, bowiem nie znano jeszcze wtedy technologii taśmy gemedis. Tak więc, tłukąc te świetlówki rozlaliście zapewne sporo rtęci. Rtęć, a przynajmniej niektóre jej postaci w związkach chemicznych można uznawać za trucizny addytywne, czyli przyjmując choćby małe dawki będą się one kumulowały. Oczywiście nie jest to do końca ścisłe, o czym w następnym akapicie.
Weźmy choćby taki sublimat, czyli nieorganiczny związek - chlorek rtęci (II). W większej dawce może on spowodować ostre uszkodzenie nerek, zaś jeśli zostanie przyjęty w małej dawce zostanie w większości usunięty. Część jednak ulegnie metylacji i pozostanie w organizmie bardzo długo, jeśli wręcz nie do końca życia już jako dimetylortęć. Ona się kumuluje, a więc ciągłe narażenie na wspomniany sublimat choćby w bardzo małych dawkach będzie powodowało kumulację dimetylortęci. Jest ona bardzo silną trucizną, a antidotum nie jest znane. Ta trucizna wywołuje dolegliwości neurologiczne, a w skrajnych przypadkach śmierć.
Inaczej jest w przypadku wspomnianych brzoskwiń. Źródłem kwasu pruskiego jest w tym przypadku amigdalina zawarta w pestkach. Skoro pacjent przeżył, to kwas pruski został zmetabolizowany i nie ma już żadnego śladu po nim. Nie jest to bowiem trucizna addytywna. Ciekawe co zastosowaliście? Zastrzyk z azotynu i tiosiarczanu?
W świetlówkach jest rtęć, a w tych z lat 80. wręcz w nich chlupało, bowiem nie znano jeszcze wtedy technologii taśmy gemedis. Tak więc, tłukąc te świetlówki rozlaliście zapewne sporo rtęci. Rtęć, a przynajmniej niektóre jej postaci w związkach chemicznych można uznawać za trucizny addytywne, czyli przyjmując choćby małe dawki będą się one kumulowały. Oczywiście nie jest to do końca ścisłe, o czym w następnym akapicie.
Weźmy choćby taki sublimat, czyli nieorganiczny związek - chlorek rtęci (II). W większej dawce może on spowodować ostre uszkodzenie nerek, zaś jeśli zostanie przyjęty w małej dawce zostanie w większości usunięty. Część jednak ulegnie metylacji i pozostanie w organizmie bardzo długo, jeśli wręcz nie do końca życia już jako dimetylortęć. Ona się kumuluje, a więc ciągłe narażenie na wspomniany sublimat choćby w bardzo małych dawkach będzie powodowało kumulację dimetylortęci. Jest ona bardzo silną trucizną, a antidotum nie jest znane. Ta trucizna wywołuje dolegliwości neurologiczne, a w skrajnych przypadkach śmierć.
Inaczej jest w przypadku wspomnianych brzoskwiń. Źródłem kwasu pruskiego jest w tym przypadku amigdalina zawarta w pestkach. Skoro pacjent przeżył, to kwas pruski został zmetabolizowany i nie ma już żadnego śladu po nim. Nie jest to bowiem trucizna addytywna. Ciekawe co zastosowaliście? Zastrzyk z azotynu i tiosiarczanu?
- taipan3
- 1250...1874 posty
- Posty: 1542
- Rejestracja: ndz, 17 czerwca 2007, 09:34
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Czy już się bać?
Alku
Bardzo Ci dziekuje za odpowiedź. W przypadku tego pacjenta został wysłany do oddziału toksykologii szpitala praskiego.
Co można podać na IP 5 lub 10% glukoza, 0.9 NaCl, PWE albo dobre słowo.
Bardzo Ci dziekuje za odpowiedź. W przypadku tego pacjenta został wysłany do oddziału toksykologii szpitala praskiego.
Co można podać na IP 5 lub 10% glukoza, 0.9 NaCl, PWE albo dobre słowo.
Re: Czy już się bać?
A jak to jest w przypadku przedmiotów które nie są źródłem promieniowania a uległy wtórnemu napromieniowaniu w wyniku opadu pyłu np. w okolicach Czarnobyla na przełomie kwietnia i maja 1986? Tak pytam bo kiedyś przypadkiem nabyłem stare lampowe radio z byłego ZSRR, Daugawa się nazywało i przez chwilę się zastanawiałem skąd ono dokładnie przywędrowało. Radia tego już nie mam, ale wątpliwości pozostały. Jak duży poziom promieniowania może być z takich przedmiotów i czy np. usuwanie kurzu z radia przytarganego z tamtych okolic mogłoby być niebezpieczne? Licznika GM nie miałem żeby sprawdzić.
Niby najbardziej narażone były przedmioty wystawione wprost na opad pyłu, a nie te zamknięte w pomieszczeniach jednak nie pozwalano i chyba nadal nie wolno nic zabierać z tamtej strefy. Z drugiej strony jest też w tamtej okolicy m.in."cmentarzysko" silnie napromieniowanych pojazdów użytych do likwidacji skutków katastrofy skąd ponoć co rusz szabrownicy wynosili jakieś różne części samochodowe. Gdzieś te części później trafiały, w najlepszym przypadku na złom (do huty), ale w najgorszym do nieświadomych zbieraczy lub kolekcjonerów.
Niby najbardziej narażone były przedmioty wystawione wprost na opad pyłu, a nie te zamknięte w pomieszczeniach jednak nie pozwalano i chyba nadal nie wolno nic zabierać z tamtej strefy. Z drugiej strony jest też w tamtej okolicy m.in."cmentarzysko" silnie napromieniowanych pojazdów użytych do likwidacji skutków katastrofy skąd ponoć co rusz szabrownicy wynosili jakieś różne części samochodowe. Gdzieś te części później trafiały, w najlepszym przypadku na złom (do huty), ale w najgorszym do nieświadomych zbieraczy lub kolekcjonerów.
- Szrot majster
- 1875...2499 postów
- Posty: 2257
- Rejestracja: śr, 12 listopada 2003, 15:57
- Lokalizacja: Dolna Grupa(wioska)
Re: Czy już się bać?
Witam!kris pisze: ↑czw, 23 marca 2023, 00:59 A jak to jest w przypadku przedmiotów które nie są źródłem promieniowania a uległy wtórnemu napromieniowaniu w wyniku opadu pyłu np. w okolicach Czarnobyla na przełomie kwietnia i maja 1986? Tak pytam bo kiedyś przypadkiem nabyłem stare lampowe radio z byłego ZSRR, Daugawa się nazywało i przez chwilę się zastanawiałem skąd ono dokładnie przywędrowało. Radia tego już nie mam, ale wątpliwości pozostały. Jak duży poziom promieniowania może być z takich przedmiotów i czy np. usuwanie kurzu z radia przytarganego z tamtych okolic mogłoby być niebezpieczne? Licznika GM nie miałem żeby sprawdzić.
Niby najbardziej narażone były przedmioty wystawione wprost na opad pyłu, a nie te zamknięte w pomieszczeniach jednak nie pozwalano i chyba nadal nie wolno nic zabierać z tamtej strefy. Z drugiej strony jest też w tamtej okolicy m.in."cmentarzysko" silnie napromieniowanych pojazdów użytych do likwidacji skutków katastrofy skąd ponoć co rusz szabrownicy wynosili jakieś różne części samochodowe. Gdzieś te części później trafiały, w najlepszym przypadku na złom (do huty), ale w najgorszym do nieświadomych zbieraczy lub kolekcjonerów.
Jeśli radio to Daugawa, a Kolega z Trójmiasta, to na 100% radio pochodzi z krajów nadbałtyckich, tam bowiem je produkowano.
https://www.radiomuseum.org/r/radiotehn ... phone.html ....Ryga, Łotwa.
Co do tej rzekomej radioaktywności czegokolwiek, to dawki były śmieszne, właściwie sam cez-137 został w takim radiu(o ile był w ogóle), bo większość opadu radioaktywnego po 1986, to były izotopy krótkożyciowe, najwięcej było jodu-131, po którym nie na już śladu.
Poza tym dawki w Prypeci, podczas wycieczek, są naprawdę małe i prawdopodobnie bardziej mam skażone pole za domem, gdzie 30 lat zakopywałem popiół z pieca węglowego.
Z Prypeci niektóre rzeczy można było zabrać...zakazane były telewizory, dywany i rzeczy, z którymi miałyby potem styczność małe dzieci.
Zorganizowano kilka akcji, podczas których ewakuowani mieszkańcy mogli zabrać cenne rzeczy, resztę wyrzucono w latach 1987-89 przez okna i zakopano za Prypecią.
Cmentarzysk pojazdów było wiele....największe to Burakówka i Rosocha, poziom promieniowania na Burakówce jest największy od silników helikopterów, które latały nad reaktorem numer 4 czarnobylskiej EJ, większość samochodów i pojazdów nie ma dużo większej aktywności niż promieniowanie tła.
Wokół Czarnobyla narosło masę legend i mitów, płyn Lugola ja dostałem, miałem wtedy 3 lata....nie było wtedy już sensu jego podawanie, bo nic nie dał, potem ludzie chorowali od niego, jednak byli ludzie, którzy pili jodynę....ojciec wtedy miał warsztat mechaniczny, naprawiał ciężarówki i traktory, miał pracownika, alkoholika....on to pił, przesączał przez chleb albo wlewał ampułkę witaminy C , był technikiem weterynarii.
Choć wszędzie został wyrzucony z pracy, to zdobywał przez sprzątaczki, całe butle jodyny.
I mój ojciec nie wiedział, że on to pije, ale pamiętnego kwietnia 1986 roku, Mama dowiedziała się od dowódcy pobliskiej JW, że dupnęło w Czarnobylu i trzeba podać stabilny jod.
Wtedy on mi tego wlał po rozcieńczeniu i musiałem to wypić

A gość nie zachorował na tarczycę, po prostu jest takim starym pijakiem, alkohol go zniszczył, nie jod, jak się uważa jeszcze dziś.
A chleb, przez który to przesączał, wrzucał za spawarkę, dopiero w 2005 roku spawarka wyjechała na złom(za miedź i mosiądz z tego złoma, ojciec kupił małego Bestera na 230V/400V), chleb tam był, już w dużej mierze zeżarty przez szczury....mimo wszystko nikt z nas nie widział zdechłych szczurów czy myszy, bo dopiero trutką je pokonaliśmy( z ojcem jeździliśmy do Castoramy w Rumii i kupowaliśmy co tydzień 2 wielkie torby trutki na gryzonie- wstyd, bo wszyscy widzieli rejestrację "kaczki" ojca i się śmiali pod nosem, jakie to głupki jesteśmy

Promieniowanie jest wśród nas, nie należy się go bać, a stara hipoteza LNT, to była pomyłka naukowa, bez promieniowania nie idzie żyć, dociera ono do nas z Kosmosu na przykład. W Sudetach są sanatoria radonowe w kopalniach uranu i leczy się tam wiele chorób.
- taipan3
- 1250...1874 posty
- Posty: 1542
- Rejestracja: ndz, 17 czerwca 2007, 09:34
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Czy już się bać?
Co do płynu Lugola jego podanie było błędem, został podany zbyt późno kiedy już tarczyca wchlonela jod 131, tarczyca została zablokowana na wiele miesięcy i izotop jodu już nie mógł tarczycy opuścić i powodował jej uszkodzenie. Na szczęście Polska nie była narażona na istotne skażenie jodem 131 i nie mamy wysypu raków tarczycy. Tyle że podanie ekstremalnie dużej dawki jodu skutkuje dużym wzrostem autoimmunologicznych zapaleń tarczycy. Wzrost jest duży ale wynika on po części z bardziej powszechnej diagnostyki.
- taipan3
- 1250...1874 posty
- Posty: 1542
- Rejestracja: ndz, 17 czerwca 2007, 09:34
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Czy już się bać?
Ja sam dostałem dawkę płynu Lugola 10 x większą niż powinienem. Laborantka była na ciężkim kacu a została wezwana do szpitala żeby przygotować płyn Lugola dla pracowników i ich rodzin.
I się machnęła o jeden przecinek.
Do dzisiaj odczuwam problemy z tarczyca ale to do na historia.
I się machnęła o jeden przecinek.
Do dzisiaj odczuwam problemy z tarczyca ale to do na historia.
Re: Czy już się bać?
Dziwne że akurat telewizorów nie można było zabierać, zastanawiam się czym to uzasadniano. Pomijając fakt, że takiego np. Rubina 714 to dość ciężko byłoby logistycznie ogarnąć.Szrot majster pisze: ↑pt, 31 marca 2023, 17:34 Jeśli radio to Daugawa, a Kolega z Trójmiasta, to na 100% radio pochodzi z krajów nadbałtyckich, tam bowiem je produkowano.
https://www.radiomuseum.org/r/radiotehn ... phone.html ....Ryga, Łotwa.
Co do tej rzekomej radioaktywności czegokolwiek, to dawki były śmieszne, właściwie sam cez-137 został w takim radiu(o ile był w ogóle), bo większość opadu radioaktywnego po 1986, to były izotopy krótkożyciowe, najwięcej było jodu-131, po którym nie na już śladu.
Poza tym dawki w Prypeci, podczas wycieczek, są naprawdę małe i prawdopodobnie bardziej mam skażone pole za domem, gdzie 30 lat zakopywałem popiół z pieca węglowego.
Z Prypeci niektóre rzeczy można było zabrać...zakazane były telewizory, dywany i rzeczy, z którymi miałyby potem styczność małe dzieci.
Co do radia to wiem że było produkowane w byłej łotewskiej republice radzieckiej. Co nie oznacza że nie mogło być używane gdziekolwiek na terenie byłego ZSRR. Tym bardziej że to powojenne radio.
Ja to radio wtedy kupiłem i przytargałem od kogoś daleko spoza Trójmiasta, a skąd ten ktoś je pozyskał to już nie pytałem. Zdziwiłem się tylko że było wyjątkowo ciężkie jak na swoje gabaryty.
Ten strach przed promieniowaniem to rzeczywiście chyba w większości przypadków spora przesada. To wszystko przez tą nagonkę w mediach, artykułach i nakręcanie sensacji z tym związanej.
Ostatnio na przykład zastanawiałem się na ile prawdziwe są informacje o podwyższonym stężeniu radonu w piwnicy. Czy i jak bardzo jest to szkodliwe. Bo akurat mam taki mini warsztacik właśnie w piwnicy, spędzam w nim czasami po kilka godzin dziennie, więc pewnie tego radonu trochę już wchłonąłem.

Re: Czy już się bać?
Czołem.
Na pierwszej stronie wątku wspomniałem o podwyższonym poziomie promieniowania starych świecących budzików produkcji radzieckiej, w których stosowano materiały promieniotwórcze w celu zapewnienia świecenia się wskazówek i kropek cyferblatu przez całą noc, co ułatwiało odczyt czasu w ciemności.
https://www.forum-trioda.pl/viewtopic.p ... 63#p403963
W tamtej wypowiedzi wspomniałem również o starych radzieckich zegarach lotniczych, w których poziom promieniowania gamma był znacznie wyższy niż we wspomnianych budzikach. Poniżej przedstawiam pomiar promieniowania gamma, beta i alfa takiego właśnie lotniczego zegara, który był przez pewien czas stosowany w kokpitach samolotów typu MIG (z tego co wiem były co najmniej trzy wersje tego "zegarka). Tak wygląda jedna z wersji zegara, który nadal można spotkać na portalach aukcyjnych.
Poziom promieniowania gamma jest w tym przyrządzie kilkakrotnie większy niż w przedstawionym przeze mnie radzieckim budziku, mimo to nie stanowi on żadnego zagrożenia dla ludzkiego zdrowia, jeśli znajdujemy się np. w odległości jednego metra od niego. Nieco gorzej przedstawiała się sytuacja "radiacyjna" w kokpicie starego wojskowego samolotu, gdzie podobnych zegarów mogło być nawet ponad 20, a pilot znajdował się w bezpośredniej bliskości od tych świecących urządzeń...
Poniżej zarejestrowany przeze mnie poziom promieniowania gamma:
Poziom promieniowania gamma plus beta:
Oraz gamma plus beta i alfa (jak widać odkrycie okienka w mierniku w celu dodatkowego pomiaru promieniowania alfa nie miało większego wpływu na odczyt, co oznacza, że tego typu promieniowanie nie występuje za szybką zegara, choć w przypadku budzika jego poziom był znaczny):
Pozdrawiam
Romek
Na pierwszej stronie wątku wspomniałem o podwyższonym poziomie promieniowania starych świecących budzików produkcji radzieckiej, w których stosowano materiały promieniotwórcze w celu zapewnienia świecenia się wskazówek i kropek cyferblatu przez całą noc, co ułatwiało odczyt czasu w ciemności.
https://www.forum-trioda.pl/viewtopic.p ... 63#p403963
W tamtej wypowiedzi wspomniałem również o starych radzieckich zegarach lotniczych, w których poziom promieniowania gamma był znacznie wyższy niż we wspomnianych budzikach. Poniżej przedstawiam pomiar promieniowania gamma, beta i alfa takiego właśnie lotniczego zegara, który był przez pewien czas stosowany w kokpitach samolotów typu MIG (z tego co wiem były co najmniej trzy wersje tego "zegarka). Tak wygląda jedna z wersji zegara, który nadal można spotkać na portalach aukcyjnych.
Poziom promieniowania gamma jest w tym przyrządzie kilkakrotnie większy niż w przedstawionym przeze mnie radzieckim budziku, mimo to nie stanowi on żadnego zagrożenia dla ludzkiego zdrowia, jeśli znajdujemy się np. w odległości jednego metra od niego. Nieco gorzej przedstawiała się sytuacja "radiacyjna" w kokpicie starego wojskowego samolotu, gdzie podobnych zegarów mogło być nawet ponad 20, a pilot znajdował się w bezpośredniej bliskości od tych świecących urządzeń...
Poniżej zarejestrowany przeze mnie poziom promieniowania gamma:
Poziom promieniowania gamma plus beta:
Oraz gamma plus beta i alfa (jak widać odkrycie okienka w mierniku w celu dodatkowego pomiaru promieniowania alfa nie miało większego wpływu na odczyt, co oznacza, że tego typu promieniowanie nie występuje za szybką zegara, choć w przypadku budzika jego poziom był znaczny):
Pozdrawiam
Romek
α β Σ Φ Ω μ π °C ± √ ² < ≤ ≥ > ^ Δ − ∞ α β γ ρ . . . .
Re: Czy już się bać?
Nie obawiałbym się jakiegoś poważniejszego zagrożenia podczas pobytu w tego typu pomieszczeniach. Sam mam pracownię i magazyn w podobnych pomieszczeniach, a pomiar promieniowania nie wykazuje w nich choćby nawet minimalnie większego poziomu promieniowania od poziomu "naturalnego tła", jakie występuje na zewnątrz budynku i w pomieszczeniach domu, znajdujących się nad piwnicą. W piwnicach z reguły mamy naturalną wymianę powietrza dzięki kilku kratkom wentylacyjnym i nieszczelnych oknach. Również klasyczny piec centralnego ogrzewania (nie mówię tu o piecach gazowych z rekuperacją i odzyskiwaniem ciepła z pary wodnej, mających podwójny system kominowy) wysysa z pomieszczeń piwnicznych powietrze, zapewniając jego powolną, ciągłą wymianę.kris pisze: ↑pn, 3 kwietnia 2023, 17:45 (...)
Ostatnio na przykład zastanawiałem się na ile prawdziwe są informacje o podwyższonym stężeniu radonu w piwnicy. Czy i jak bardzo jest to szkodliwe. Bo akurat mam taki mini warsztacik właśnie w piwnicy, spędzam w nim czasami po kilka godzin dziennie, więc pewnie tego radonu trochę już wchłonąłem.![]()
Pozdrawiam
Romek
α β Σ Φ Ω μ π °C ± √ ² < ≤ ≥ > ^ Δ − ∞ α β γ ρ . . . .
-
- 2500...3124 posty
- Posty: 2552
- Rejestracja: pt, 22 stycznia 2010, 18:34
- Lokalizacja: Wałbrzych
Re: Czy już się bać?
Mój kolega interesował się tematem radonu w piwnicach z racji tego, że kupił stary podpiwniczony dom w Sudetach. Z tego co mi mówił to występowanie problemu silnie zależy od lokalizacji geograficznej, inaczej jest w wiosce pod Kowarami a inaczej gdzieś na Nizinie Mazowieckiej. Ponoć są nawet mapy, na których można to sprawdzić. A druga sprawa to wspomniana przez Romka wentylacja. Jeśli pomieszczenie jest właściwie wentylowane to nie ma żadnego zagrożenia. Gorzej jeśli ktoś kupi dom gdzieś w Karkonoszach, piwnice przerobi na pomieszczenie mieszkalne, założy nowoczesne szczelne okna i nie będzie zimą wietrzył, bo ciepła szkoda.