Zagadnienie do tęgich znawców systematyki lamp elektronowych, którzy wszystkie możliwe typy mają w pamięci wraz z kompletem parametrów i wykresami charakterystyk
Względnie z dostępem do jakiegoś uporządkowanego katalogu. Bo wyrywkowe otwieranie kolejnych przypomnianych kart to nie jest systematyczny sposób, ani to wygodne ani skuteczne.
Coś ostatnio cicho na Forum, nikt się nie chwali konstrukcjami, dyskusja o mocy wzmacniaczy umarła... może czas na wątek teoretyczny.
Jaka pentoda nadaje się najlepiej do zbudowania dobrej jakości źródła prądowego?
Powinna to być lampa powszechna, a nie ciekawostka z muzeum, wchodzą więc w grę nowoczesne lampy miniaturowe (nowale i heptale), produkowane masowo w Europie (żeby były dostępne). Celem jest możliwie największa oporność wewnętrzna przy prądzie źródła od jednego do kilku mA. Napięcie jakie możemy na ten interes przeznaczyć to ok. 100 V, może trochę więcej jeśli trzeba.
Rzecz czysto hipotetyczna, ale ponieważ chcemy uzyskać jak najmniejsze zniekształcenia, oporność wewnętrzna powinna być możliwie najbardziej stała i nie zmieniać się ze zmianami napięcia.
Morgan Jones w książce "Valve amplifiers" podaje następujący wzór na oporność wewnętrzną pentodowego źródła prądowego:
R = ρ + Rk(μ + 1)
wyjaśniając, że większa część tej oporności pochodzi od nieblokowanego rezystora katodowego, którego wartość jest multiplikowana μ + 1 -krotnie, co przy typowych dla pentod ogromnych wartościach współczynnika amplifikacji rzeczywiście stanowi główny składnik sumy.
Zauważa przy tym, że wobec powyższego celowe jest zastosowanie pentody o nieco większej mocy niż by to wynikało z docelowego prądu źródła, bo pozwala to na zastosowanie większej wartości opornika katodowego (gdyż potrzeba większego przedpięcia), a przez to uzyskiwana oporność źródła jest większa.
Jako najlepsze lampy do tego celu podaje następujące typy: EF91 (<6 mA), EF184 (8-15 mA), EL83 (15-30 mA).
Zerknięcie w karty katalogowe prowadzi jednak do powstania wątpliwości: nie są to bynajmniej typy charakteryzujące się wyjątkowo dużą opornością wewnętrzną (może poza EF91) Dużo lepiej wyglądają EF94, E90F, EF86, zwłaszcza ta ostatnia ma oporność wewnętrzną ok. 2,5 M, niestety przy napięciu anodowym 250 V, na co nie możemy sobie w tym teoretycznym rozważaniu pozwolić.
Rozmawiałem dzisiaj na ten temat z kol. tszczesn, który zasugerował, że lampy szerokopasmowe o dużym nachyleniu nie będą do tego celu najlepsze - ich parametry były bowiem optymalizowane pod kątem uzyskania jak największego nachylenia, kosztem wszystkiego innego, w tym oporności wewnętrznej. Szybkie zerknięcie w charakterystyki potwierdza to spostrzeżenie: sztandarowa pentoda szerokopasmowa, E180F ma ρ wynoszące zaledwie... kilkadziesiąt kiloomów.
Zapraszam do dyskusji.
Pozdrawiam serdecznie,
Jakub
lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku
Tak smaku
który każe wyjść skrzywić się wycedzić szyderstwo
choćby za to miał spaść bezcenny kapitel ciała
głowa
Hmm, najpierw przywołujesz stwierdzenie, że większa część rezystancji wewnętrznej źródła pochodzi od rezystora katodowego a nie od rezystancji wewnętrznej samej pentody a potem dziwisz się, że polecane typy mają tę ostatnią nie największą. Wspomniana przez Ciebie E180F w katalogowym punkcie pracy: Va = 190 V, Rk = 630 Om, S= 16,5 mA/V i Ri = 90 kOm. Z tego wychodzi mu = 1485 a zatem mamy R = 90 kOm + 1486*0,63 kOm = 90 kOm + 936,18 kOm = 1026,18 kOm, czyli w przybliżeniu 1 MOm, z czego ponad 90% wnosi rezystancja w obwodzie katody. Gdyby nie wysokie Va należałoby to uznać za świetny wynik jak na źródło z jednym elementem aktywnym. Chociaż przy niższych napięciach też powinno być nieźle. Obawiam się, że w grę wchodzi zbyt wiele czynników, żeby tak po prostu wskazać, które pentody się dobrze nadadzą, a które nie. Dużo też zależy czy prąd źródła ma wynosić 0.5 mA czy 20 mA. Nic tylko siąść i liczyć
EDIT: Oczywiście jest tam zastosowana mała sztuczka. Rezystor katodowy jest "za duży" a siatka spolaryzowana dodatnim napięciem.
Zagadnienie jest teoretyczne, więc nie oczekuję konkretnych wyników
Wyliczyłeś oporność dla źródła z E180F, która w mojej opinii słabo się nadaje ze względu na niską oporność wewnętrzną, wyszło ok. 1 M.
Jeżeli przeliczysz to samo dla EF86 (niestety przy 250 V... ), impedancja takiego źródła wyniesie już niemal 6 M. Widać więc, że oporność wewnętrzna lampy ma jednak duże znaczenie, bo znajduje się w obu składnikach sumy: od niej zależy wszakże współczynnik amplifikacji.
Zastanawiam się czy nie można by trochę pooszukiwać i zastosować duży rezystor katodowy (powiedzmy: 10 k), a siatkę spolaryzować z dzielnika zamiast łączyć do masy. Zużyje się na to parę woltów, ale liczbowo wygląda to bardzo zachęcająco: dla przytoczonej EF86 będzie to kosztowało dodatkowe 36 V, ale impedancja wzrośnie... do niemal 60 M!
To oczywiście bardzo proste i przybliżone wyliczenia, np. nie ma mowy o ponad 280 V na długi ogon..., nie wiadomo też jak lampa zachowa się przy niższych napięciach.
Nasuwa mi się teraz wniosek, że najlepsza będzie niekoniecznie lampa o największej oporności wewnętrznej, ale taka o największym iloczynie tejże oporności i nachylenia, czyli ostatecznie o największym współczynniku amplifikacji, który jednak nie jest parametrem katalogowym i trzeba go sobie za każdym razem wyliczać.
Analizując różne pomysły musiałem niestety odrzucić układ nieco bardziej rozbudowany, bo angażujący triodę-pentodę (może być w jednej bańce): wzmacniacz prądu stałego. Pomysł opiera się na tym, że w triodzie Ia = Ik, a w pentodzie nie i ten dodatkowy składnik prądu katodowego pogarsza parametry źródła. Widziałbym to tak: anoda pentody połączona galwanicznie z siatką triody, siatka pentody z katodą triody + wszystkie standardowe oporniki. Wówczas napięcie na oporniku wzorcowym (Rk triody) nie zawiera składowej pochodzącej od prądu siatki ekranującej pentody, a jedynie prąd samego źródła. Eliminuje to podstawową wadę układu z samą pentodą, opisaną np. w artykule G. R. Kaelina i C. R. Viswanathana Current source for vacuum tube circuits, którego niestety nigdzie nie mogę zdobyć w całości, a jedynie pierwszą stronę. Może ktoś ma dostęp do bazy https://aip.scitation.org/doi/pdf/10.10 ... ?class=pdf i mógłby go pobrać z ogólnym pożytkiem?
Niestety układ taki wydaje mi się być już nadmierną komplikacją, zwłaszcza że być może poprawa parametrów okaże się już tylko minimalna, a w każdym razie ulepszenie nie będzie przynosić wymiernych skutków w docelowym zastosowaniu. To trochę jak z oczyszczaniem jakiegoś surowca, dajmy na to żelaza. Do 90% jest bardzo łatwo, do 99% jeszcze w miarę, do 99,9% już trudniej, a do 99,999 to już w ogóle prawie nieosiągalne. I tak samo tutaj, być może niewielkie polepszenie parametrów będzie niezauważalne (99,99 a 99,999), a przyłożony wysiłek - znacznie większy.
A poza tym będę chciał zagospodarować siatkę pentody także do nieco innych celów (ale o tym później), a coś takiego by mi to utrudniało.
Pozdrawiam!
lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku
Tak smaku
który każe wyjść skrzywić się wycedzić szyderstwo
choćby za to miał spaść bezcenny kapitel ciała
głowa
kubafant pisze: ↑śr, 20 marca 2019, 22:18
Analizując różne pomysły musiałem niestety odrzucić układ nieco bardziej rozbudowany, bo angażujący triodę-pentodę (może być w jednej bańce): wzmacniacz prądu stałego.
A poza tym pomysł z dwustopniowym wzmacniaczem prądu stałego musiałem odrzucić ze względu na to, że uniemożliwiałoby mi to użycie siatki pentody jako organu do przyłączenia dodatkowego (zmiennoprądowego) sprzężenia zwrotnego: faza została odwrócona i powstałoby sprzężenie dodatnie. A podanie SZ na siatkę triody da mizerny efekt, ze względu na słabe wzmocnienie.
A już zupełnie ostatecznie: jeżeli pomiary potwierdzą obliczenia i istotnie okaże się, że możliwe do uzyskania wartości są rzędu dziesiątek megaomów, dla mnie to wystarcza. Nieumiarkowane zwiększanie oporności może też sprawić problemy - jeżeli rozważymy np. pojemności montażowe i stałe czasowe, które z tą opornością utworzą.
Pozdrawiam
lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku
Tak smaku
który każe wyjść skrzywić się wycedzić szyderstwo
choćby za to miał spaść bezcenny kapitel ciała
głowa
Szczerze mówiąc nie bardzo rozumiem po co Ci takie źródło prądowe. W typowych lampowych układach można je zastosować albo jako długi ogon pary różnicowej albo obciążenie wtórnika katodowego. W obu przypadkach możesz sprawdzić symulacyjnie, że różnica między idealnym źródłem prądowym a takim mającym kilkaset kiloomów rezystancji wewnętrznej jest minimalna. Druga sprawa jest taka, że piszesz o kilkudziesięciu MOm a 5 pF dla 1 kHz ma moduł impedancji około 32 MOm a dla 20 kHz już tylko 1,6 MOm. O upływnościach i innych takich cudach nie wspomnę.
I to właśnie może być problemem, te pojemności. Być może trzeba będzie zrezygnować z wielkiej impedancji źródła, żeby nie wprowadzić zniekształceń liniowych.
Bingo, źródło będzie obciążeniem pary różnicowej - ale nie zwykłej, udoskonalonej. To znaczy pewnie przez tyle dekad rozwoju elektroniki ktoś już na to wpadł, ale nie widziałem tego jeszcze w żadnym urządzeniu, a może być warto: symetria doskonała jak w odwracaczu fazy o dzielonym obciążeniu, a amplitudy napięcia wyjściowego znacznie większe. I co najważniejsze - o wiele mniejsze zniekształcenia, spodziewam się wyników poniżej 0,1% przy 50 V RMS na wyjściu.
Pozdrawiam
lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku
Tak smaku
który każe wyjść skrzywić się wycedzić szyderstwo
choćby za to miał spaść bezcenny kapitel ciała
głowa
Przepraszam, że piszę z takim opóźnieniem, ale miałem dużo obowiązków. Zostałem pociągnięty do tablicy, więc śpieszę z odpowiedzią.
Przedstawiam schemat ideowy odwracacza fazy mojego pomysłu. Jest to w istocie hybryda dwóch popularnych układów: inwertera o sprzężeniu katodowym oraz kołyski nazywanej też układem samosymetryzującym. Oba te obwody w swojej surowej postaci wymagają różnych śmiesznych zabiegów w rodzaju parowania dwóch oporników, tak żeby jeden był o kilka % większy dla osiągnięcia symetrii, itd. Wraz ze zmianą parametrów lamp (np. naturalnym przy zużywaniu się katody spadku nachylenia) wymagałoby to korekty, choć niewielka asymetria przebiegów podawanych na siatki lamp mocy nie prowadzi do znaczącej degradacji dźwięku.
W istocie osiągane rezultaty nie są złe, ale mogą być lepsze - i nad tym właśnie chciałbym się pochylić. XX-wiecznych inżynierów temperowały jednak koszty wdrożenia, które nie mogły być większe niż trzeba, nawet jeżeli można by uzyskać lepsze rezultaty za cenę pewnego skomplikowania układu, czy - o zgrozo! - dołożenia dodatkowej bańki. A jednak powstawały i układy rozpasane, dziś przeważnie znajdujące się na śmietniku historii techniki - choć i w czasach świetności lamp mające marginalne znaczenie, wymieńmy dwa dla przykładu: inwerter izodynowy oraz Van Scoyoca.
Skoro więc dzisiaj nie krępują nas względy ekonomiczne, ważne przy produkcji masowej - na wielką skalę, gdzie każda rockefellerowska kropla cyny ma ogromną wagę - czemu nie sięgnąć po doskonałość?
Odpowiecie mi zaraz, że istnieje odwracacz doskonały i że jest bardzo prosty, bo składa się z jednej tylko triody. Zgodzę się i zaprzeczę. Zgodzę się, że daje doskonałą symetrię (tak doskonałą, jak doskonale sparujemy oporniki), nie jest podatny na starzenie się lamp i ma małe zniekształcenia. Nieprawdą jest ponadto, jakoby różne impedancje wyjściowe katody i anody miały wpływ na amplitudy sygnału, przynajmniej tak długo jak mówimy o klasie AB1. Nieprawdą jest, jakoby był to układ o najmniejszym wzmocnieniu - takie twierdzenie to po prostu nieuczciwy chwyt erystyczny, bo w każdym innym układzie mamy dwie triody, a tu - jedną. Jeżeli więc dołożymy drugą, aby sprawiedliwie porównać wzmocnienie różnych układów korzystających z dwóch triod, wówczas okaże się, że odwracacz o dzielonym obciążeniu wygrywa ten konkurs.
Rozwiązanie ma jedną zasadniczą wadę - niemożliwa do uzyskania w normalnych warunkach zasilania duża amplituda sygnałów wyjściowych, a to ze względu na immanentną cechę tegoż układu - podział obciążenia między anodę a katodę. Okazuje się więc, że do wysterowania czułych lamp (tetrod i pentod w standardowym połączeniu, w klasach do AB1 włącznie) wystarcza znakomicie. Jeżeli zaś potrzeba większego napięcia sterującego (o prądzie nie wspominając), wówczas zachodzi potrzeba dołożenia dodatkowego stopnia sterującego. I w ten sposób dochodzimy do układu Williamsona, który - z całym szacunkiem i namaszczeniem dla tego wielkiego Konstruktora - nie jest doskonały. W latach 40. robił oczywiście niesamowite wrażenie, ale gdy mu się przyjrzeć bliżej, widać dużą wadę jego - zniekształcenia są większe niż trzeba. Są oczywiście i tak niskie, ale duża ich część pochodzi od części przedwzmacniającej, zwłaszcza blisko mocy maksymalnej. A dobrą zasadą przy projektowaniu wzmacniaczy jest ta, że stopień mocy powinien ulec przesterowaniu dużo wcześniej niż będzie to miało miejsce w przedwzmacniaczu. Tutaj niestety tak nie jest i pomiary pokazują, że przy napięciu potrzebnym do wysterowania pary pentod lub tetrod strumieniowych w połączeniu triodowym do pełnej mocy (ok. 50 V RMS grid-to-grid) zniekształcenia stopnia sterującego sięgają już 2%, gdzie stopień wyjściowy przy pełnej mocy (15 W) osiąga niecały 1% zniekształceń.
Nie chcę wchodzić tutaj w szczegóły, ale badania pokazują, że większość tych zniekształceń pochodzi od stopnia sterującego, nie odwracacza. Ale po wyrzuceniu tegoż stopnia sterującego brakuje amplitudy dla wysterowania lamp mocy! Mamy więc błędne koło. Próbowano z niego wyjść przez zmianę punktów pracy wszystkich stopni poza wyjściowym, co miało w istotny sposób redukować zniekształcenia (Talbot M. Wright, 1961), ale skutek tego jest raczej niewielki.
Spojrzałem na problem analitycznie. W zniekształceniach dominuje druga harmoniczna, co jest logiczne, skoro powstają one na nieliniowej charakterystyce triod użytych do sterowania. Stopień jest quasi-różnicowy, ale ogon jest zbyt krótki, aby efekt był zauważalny.
Użycie inwertera o sprzężeniu katodowym rozwiązuje problem sterowania (dostarcza ona dużych napięć wyjściowych) i zniekształceń, które nawet w podstawowej wersji - z rezystorem w katodach - są bardzo niskie i przy 50 V RMS na wyjściu (co przyjąłem jako poziom odniesienia, bo jest to największe amplituda potrzebna do sterowania normalnych lamp w obszarze HIFI) wynoszą - znowu zależnie od punktów pracy i użytych lamp - poniżej 1%. Tak obiecujące wyniki są oczywiście związane z kompensacją parzystych harmonicznych w układzie przeciwsobnym (a takim w istocie jest układ o sprzężeniu katodowym), a przypomnę że trzon zniekształceń produkowanych przez triody to druga harmoniczna.
Skoro więc podstawowa wersja (z opornikiem) jest już tak dobra, czego można się spodziewać po ulepszonej? Zobaczymy.
Ulepszenie polega po pierwsze na zastąpieniu opornika katodowego źródłem prądowym na pentodzie, którego jednak rezystancję wewnętrzną trzeba będzie ograniczyć, aby uciec przed niekorzystnymi przesunięciami fazowymi i zniekształceniami liniowymi dla wyższych partii pasma akustycznego. Przy megaomach w układzie rolę zaczynają odgrywać nawet pikofarady, a tych się niestety nie ustrzeżemy. Po drugie, dodajemy element sprzężenia zwrotnego znanego z układu samosymetryzującego - z tym, że nie na siatkę drugiej triody (tę uziemiamy kondensatorem), ale na siatkę pentody. Takie połączenie pozwala na uzyskanie doskonałej symetrii bez względu na niesparowanie czy zużywanie się lamp, gwarantowane jest bowiem przez sprzężenie zwrotne i ogromne wzmocnienie pentody. Podobnie jak w układzie o dzielonym obciążeniu krytyczne jest dobranie oporników (aby były równe) i nie chodzi tu bynajmniej o oporniki anodowe triod, ale o oporniki sumujące sygnał podawany na siatkę pentody.
Rola sprzężenia jest następująca (wyjaśnię obrazowo dla mniej zaawansowanych). Wyobraźmy sobie, że sygnały na wyjściach odwracacza są zupełnie jednakowe i odwrócone w fazie o 180 stopni. Wówczas na oporniku sumującym napięcie wynosi dokładnie zero i sprzężenie nie ma nic do roboty. Jeżeli jednak gdzieś nagle pojawi się asymetria, wówczas na siatkę pentody trafia ten wynikowy sygnał błędu (bo dwa różne sygnały nie sumują się do zera), gdzie zostaje odwrócony i wzmocniony (wzmocnienie pentod to przeważnie od 40 do 60 dB). Prąd płynący przez źródło mienia się na chwilę tak, aby skompensować odchyłkę i przywrócić absolutną symetrię (czyli sytuację, kiedy zmienny sygnał na siatce pentody wynosi zero).
Tak więc rola pentody w zaproponowanym układzie jest dwojaka: dobrej jakości źródło prądowe oraz wzmacniacz błędu o dużym wzmocnieniu.
W zwykłym układzie ze źródłem prądowym na pentodzie (bez sprzężenia mojego pomysłu) uzyskuje się wyniki rzędu 0,1% THD przy 50 V RMS na wyjściu. Wnioskuję przeto, że po zastosowaniu sprzężenia lokalnego na siatkę pentody zniekształcenia spadną poniżej tej wartości, a po zapięciu pętli USZ przestaną być mierzalne moją aparaturą.
Trzeba będzie poszukać która z popularnych pentod ma najkorzystniejszy rozpływ prądu między anodą a siatką ekranującą, bo prąd tejże siatki, płynący również przez rezystor katodowy pentody pogarsza jakość źródła.
Dodam jeszcze motto, żeby było wiadomo o co chodzi: ars gratia artis. Nie chcę bić rekordów, bo z tranzystorowcami i tak nie wygram, ale chcę spróbować udoskonalić znany układ, a po zastosowaniu go w praktyce ocenić jego walory soniczne.
Zapraszam do dyskusji i pozdrawiam.
Jakub
Załączniki
lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku
Tak smaku
który każe wyjść skrzywić się wycedzić szyderstwo
choćby za to miał spaść bezcenny kapitel ciała
głowa
PS. Po refleksji dochodzę do wniosku, że zbyt lekką ręką może odrzuciłem (za radą kolegi Tomasza) pentody szerokopasmowe o dużym nachyleniu: może się ono bowiem okazać sporym atutem, jeżeli spojrzymy syntetycznie na rolę jaką odgrywa pentoda: źródło prądowe sterowane napięciem.
Zwłaszcza, że proste obliczenia dowodzą łatwości uzyskania dużych oporności wewnętrznych źródła, nawet pomimo niewielkiej oporności wewnętrznej lampy, a to dzięki sztuczce z nieblokowanym opornikiem katodowym, którego wartość jest multiplikowana (μ + 1)-krotnie. Ergo: oporność wewnętrzna przestała być najważniejszym kryterium.
Wydaje mi się, że najważniejsze kryteria doboru lampy powinny być takie:
1) stała oporność wewnętrzna (zwłaszcza na początku charakterystyki, przy niskich Ua - nie wszystkie pentody się tym charakteryzują); niskie napięcie kolanka;
2) korzystny rozpływ prądów (czym większy stosunek tym lepiej);
3) nachylenie charakterystyki (czym większe tym lepiej).
Już rzut oka na wykresy charakterystyk daje dobre pojęcie o przydatności danej lampy. Dam dwa jaskrawe przykłady: beznadziejna w tym zastosowaniu E180F oraz jeden z moich faworytów - EF184.
Pozdrawiam
Załączniki
Spójrzcie na tę pokrakę.
Ładne, równoległe i proste linie zaginające się dopiero przy bardzo niskich napięciach.
lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku
Tak smaku
który każe wyjść skrzywić się wycedzić szyderstwo
choćby za to miał spaść bezcenny kapitel ciała
głowa
Kiedyś ten temat dogłębnie drążył Alan Kimmel na łamach Glas Audio i wg Niego dolną lampą powinna być trioda, a nie pentoda, która jako dolna lampa ma wiele zalet.
Więcej np tu http://audio.fam-gelder.nl/index.php/al ... lan-kimmel
Pozdrawiam
Wiesław
Nie przeczytałem całości od deski do deski, ale widzę że pisze raczej o wykorzystaniu aktywnego obciążenia w różnych konfiguracjach. Czyli stare śmieci. Nigdzie nie pisze o odwracaczach, a to jest jakby obszar zainteresowań w tej dyskusji.
Poza tym moje rozwiązanie (muszę jeszcze znaleźć dobrą nazwę) znamienne jest tym, że wykorzystuje się pentodę nie tylko jako źródło prądowe, ale także jako wzmacniacz błędu o wielkim wzmocnieniu, co koryguje nawet ślady asymetrii w przebiegach wyjściowych. Bo oczywiście sama idea odwracacza różnicowego ze źródłem prądowym w katodach (choć przeważnie na tranzystorach) jest obecna i nie ma w tym nic odkrywczego.
Pozdrawiam
lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku
Tak smaku
który każe wyjść skrzywić się wycedzić szyderstwo
choćby za to miał spaść bezcenny kapitel ciała
głowa
kubafant pisze: ↑pt, 22 marca 2019, 19:30
Rola sprzężenia jest następująca (wyjaśnię obrazowo dla mniej zaawansowanych). Wyobraźmy sobie, że sygnały na wyjściach odwracacza są zupełnie jednakowe i odwrócone w fazie o 180 stopni. Wówczas na oporniku sumującym napięcie wynosi dokładnie zero i sprzężenie nie ma nic do roboty. Jeżeli jednak gdzieś nagle pojawi się asymetria, wówczas na siatkę pentody trafia ten wynikowy sygnał błędu (bo dwa różne sygnały nie sumują się do zera), gdzie zostaje odwrócony i wzmocniony (wzmocnienie pentod to przeważnie od 40 do 60 dB). Prąd płynący przez źródło mienia się na chwilę tak, aby skompensować odchyłkę i przywrócić absolutną symetrię (czyli sytuację, kiedy zmienny sygnał na siatce pentody wynosi zero).
Może późno jest i wolno myślę, ale nie widzę jak zmiana prądu źródła prądowego w katodach miałaby przywrócić symetrię. Prąd ten dzieli się między obie triody, dla konkretnej różnicy napięć siatek triod w takim samym stosunku, zmiana prądu źródła spowoduje analogiczną (w %) zmianę napięć na anodach obu triod.
Nie bardzo widzę pożytek z tego układu. Załóżmy, że dobrałem rezystory i anody obu triod "widzą" taką samą rezystancję a w "ogonie" mam (prawie) idealne źródło prądowe, które zapewnia, że suma prądów anodowych obu triod jest stała. Jeśli więc w skutek wysterowania prąd lewej triody zmieni się o Δia to prąd prawej triody musi zmienić się o -Δia, a skoro anody obu triod widzą takie same rezystancje, napięcia zmienią się o -Δua i Δua, czyli dokładnie symetrycznie. Mało tego, symetria będzie zachowana nawet, jeżeli obie triody będą zupełnie różne! Skoro i tak muszę dobierać rezystory i mam źródło prądowe o gigantycznej rezystancji wewnętrznej, to po co mi to sprzężenie?
kubafant pisze: ↑śr, 20 marca 2019, 22:18
opisaną np. w artykule G. R. Kaelina i C. R. Viswanathana Current source for vacuum tube circuits, którego niestety nigdzie nie mogę zdobyć w całości, a jedynie pierwszą stronę. Może ktoś ma dostęp do bazy https://aip.scitation.org/doi/pdf/10.10 ... ?class=pdf i mógłby go pobrać z ogólnym pożytkiem?
Ten artykuł to raptem 2 strony, obie są poniżej, więc wiele z tego nie wyniknie, ale miłej lektury.