Może być to interesująca robota - blok z lat 60, 10 pięter WLZty nie remontowane od nowości.
Instalacja nie z zerowaniem, a uziemieniem

Moderatorzy: gsmok, tszczesn, Romekd
Łoł to masz panie full wypas instalacje z uziemieniem. U mnie w bloku (końcówka lat 50-tych każdy blok ma schron, zbudowano je głownie dla partyjnych, milicjantów, wojskowych i innych dygnitarzy PRLu) tylko dwuprzewodowa jest instalacja. W domku zbudowanym w ~1962 roku gdzie mieszkałem od urodzenia do 1987 roku też były tylko dwuprzewodowa ( i nadal większość domów na tym osiedlu ma takową). Przez kilka lat mieszkałem z bloku zbudowanym na początku lat 60-tych w Pabianicach - tez dwuprzewodowa instalacja była.disaster pisze:W bloku też pomierzę.
Może być to interesująca robota - blok z lat 60, 10 pięter WLZty nie remontowane od nowości.
Instalacja nie z zerowaniem, a uziemieniem
We wszystkich opisanych przez mnie mieszkania nie było i nie ma (chyba że wymiana bo oryginalne się rozleciało choć to mało prawdopodobne) nadal gniazdek z kołkiem uziemiającym. Nie ma nigdzie "trzeciego przewodu".disaster pisze: W mieszkaniach w łazience i w kuchni są opaski na rurach wodociągowych, do których podciągnięto miedziany (sic!) przewód prowadzący do kołków gniazd w tych pomieszczeniach.
To nie jest łączenie równolegle tylko pętla dwuprzewodowa "obskakująca" wszystkie gniazdka i punkty "świetlne" mieszkaniu przypisane bezpiecznikowi za licznikiem. Jeśli padnie jedne z przewodów to nadal wszystkie gniazdka są zasilane. Jaja się dzieją jak padają dwa różne przewody w pętli przy różnych gniazdkach. Wtedy np. włącznie światła w kuchni daje napięcie do telewizora w małym pokojukrzem3 pisze:W pomieszczeniach brak rozetek, przewody łączą się równolegle przy gniazdkach sieciowych.
Teraz to strop trzyma się na belce styropianowej obłożonej na rantach kątownikami aluminiowymi (bez wysiłku jedną ręką wrzucasz to na wysokie pietro reprezentacyjnej kamienicykrzem3 pisze: Wszyscy niby kradli, jednak wywiercić otwór zwykłą wiertarką to była tragedia.
Mimo tych wahań udało mi się w końcu ustalić, że instalacja u mojej mamy też ma impedancję zbliżoną do jednego oma (nawet nieco większą), czyli po maksymalnym dopuszczalnym obciążeniu (ok. 3700 W; instalacja zabezpieczona bezpiecznikiem 16 A) napięcie potrafi spaść w niej o kolejne kilkanaście woltów i w tych warunkach napięcie w sieci w pewnych momentach tylko nieznacznie przekracza 200 V, a w innych dochodzi prawie do 250 V... Ciągle jednak mieści się w obowiązującej w naszym kraju normie, czyli napięcie ma wartość 230 V ±10%STUDI pisze:Tyle że ważniejsze ile jest w gniazdku. Co mi po tym, że mierząc na przyłączu do budynku będą odchyłki +/- 3%, jak w gniazdku mam grubo poniżej 220 V a napięcie skacze w szerokich granicach z racji spadku napięcia na przewodach w pionie zasilającym?
Z tych naprawionych żarówek "LED" pożytku raczej nie będzie. Nie są to bowiem żarówki, a urządzenia do termicznego "prażenia" LED-ów. Swoje lampy (od tego samego dostawcy i producenta) próbowałem naprawić w identyczny sposób jak Ty, pozostawiając je po naprawie bez osłaniającego klosza, by temperatura pracy diod była niższa (katalogowa wartość dopuszczalnej dla tego typu diod temperatury wynosi 85°C). Kamerą termowizyjną "FLIR i60" sprawdziłem jak bardzo nagrzewa się w żarówkach metalowa blaszka z diodami i jaką temperaturę podczas pracy uzyskują same diody. No niestety, już po kilku minutach temperatura blachy osiągnęła 108°C , a same diody grzały się do 148°C, i to najwyraźniej nie była jeszcze ich ostateczna temperatura, gdyż ciągle rosła.. Szkoda, bo lampy cechują się bardzo wysoką sprawnością przetwarzania energii elektrycznej na świetlną, mają piękną, naturalną i słoneczną barwę, ogromną jasność, a jedyne co się w nich nie udało, to skuteczne odprowadzanie ciepła z pracujących diod do otoczenia...Matizz pisze:Pod szklanym kloszem jest aluminiowe PCB, które jest dokładnie do niego dopasowane. Z drugiej strony jest plastikowa obudowa z trzonkiem.
Obudowa ta jest ażurowa, aby poprawić chłodzenie radiatora, który się w niej znajduje.
Otwory należałoby więc wywiercić w PCB, a nie ma takiej możliwości bez rozebrania żarówki. Rozebranie żarówki kończy się natomiast pęknięciem klosza, który jest dość solidnie przyklejony za pomocą silikonu zarówno do PCB jak i plastikowej obudowy.
W żarówkach naprawianych klosza już nie zakładałem, bo i nie było co założyć. Diody są odsłonięte, co poprawia ich chłodzenie.
W nowysz LEDach obudowa jest metalowa, a problem skraplania się pary wodnej nie występuje.