
Już w latach 80-tych nagrywało się utwory i płyty na taśmę magnetofonową - miałem szpulowca ZK120T.
To dawało możliwość puszczania muzyki non stop przez dłuższy (1-1,5h lub więcej w zależności od długości taśmy) czas.
Potem pojawiły się płyty CD - też o dość długim czasie trwania, a wreszcie kompresja mp3, która pozwała na zmieszczenie 10 płyt CD na jednym krążku. Czas odtwarzania (i słuchania muzyki) bez ingerencji człowieka znacznie się już więc wydłużył.
Jednakże nawet 10h muzyki jak się jej słucha przez dłuższy czas też się w końcu osłucha i zaczyna się nudzić.
Potem pojawiły się pierwsze radia w internecie skąd można było automatycznie "zrzucać utwory" na dysk wprost do mp3. To dało nowe możliwości zdobywania muzyki - wystarczyło zapuścić takie radio na cały dzień, zgrać to co ono w tym czasie nadawało, a potem po wypaleniu na krążku można było słuchać wielokrotnie - dopóki się nie znudziło.
Krążek odtwarzało się na odtwarzaczu DVD, który "łykał" format mp3.
W ten sposób nie trzeba było mieć cały czas włączonego komputera stacjonarnego, który nie dość, że szumiał wentylatorami, to jeszcze ciągnął sporo prądu.
Pojawienie się RaspberryPi wyeliminowało wreszcie konieczność zrzutu streamu na dysk i zapisu na płytę CDR/DVD - minimalny pobór prądu (5W) sprawia, że może on być włączony cały czas. Stacjonarka stoi sobie wyłączona i czeka na poważniejsze zadania.
A radio lampowe włączam sobie jak mam ochotę posłuchać żywego słowa (choć można by i złapać stream przez internet) - jak jest jakaś audycja czy coś ciekawego, dopóki nie znużą mnie reklamy.
Wydaje się, że wzmacniacz lampowy ma przed sobą mniej (lub wcale) zagrożoną przyszłość niż radio - można go wszak podłączyć do współczesnego źródła muzyki.
Ludzie!... róbcie wzmacniacze
