Uprzejmie proszę modów o nieusuwanie do północy - ważne !!!
: sob, 1 kwietnia 2017, 15:13
Uprzejmie proszę o nieprzenoszenie / nieusuwanie przynajmniej do 23:59:59
.
Być może jeszcze ktoś skorzysta !!!
Drodzy forumowicze, nadszedł ten moment, że muszę się z wami podzielić swoimi ostatnimi odkryciami.
Walka o możliwie jak najlepsze brzmienie posiadanego wytworu chińskiej myśli techniczniej o dźwięcznej nazwie MusicAngel trwała już dłuższy czas.
Na początek, 'upgrade' polegał na wymianie transformatorów głośnikowych na takie o wiekszym przekroju rdzenia i wiekszej ilości sekcji. Poprawa była znaczna a mozolne pomiary śmiesznymi metodami typu generator, oscyloskop, PMZ11 potwierdzały, że krok był w dobrym kierunku. Na 'drugi ogień' poszły zmiany punktów pracy lamp oraz zabawa ze zmianą głębokości USZ. Nastąpiła kolejna poprawa ale wciąż nie byłem zupełnie zadowolony - czegoś ciągle brakowało a zmiany nie byly jakieś bardzo spektakularne.
Stan ten trwał dość długo do momentu gdy całkiem niedawno wpadłem na dobry trop - tutaj na forum Triody.
Dzięki postom 'nowej krwi' na forum oraz nowopowstałych działów, zacząłem przeszukiwać najgłębsze zakamarki internetu w poszukiwaniu rozwiązania tego problemu.
Okazało się, że był on związany z moim skażeniem ograniczeniami wynikającymi ze staroświeckich - czysto technicznych metod pomiarów oraz złego podejścia do filozofii konstrukcji wzmacniaczy.
Zastosowanie przez wielu tutaj wyśmiewanych, alternatywnych, nie skazanych techniką metod oceny i sposobów konstrukcji było strzałem w dziesiątkę.
Okazało się, że wielkim ograniczniem mojego wzmacniacza były pospolite i na dodatek tanie kondensatory Wima w torze. Zgodnie z nowo zdobytą wiedzą wymieniłem je na porządne, ręcznie zwijane w dni nieparzyste foliowce, zatapiane w niebieskiej puszce ze złotym paskiem o średnicy opakowania z RedBula. Nie były tanie, ale te 680zł za sztuke uczyniło cuda. W końcu wzmacniacz ożył - wysokie nabrały powietrza ale bez szklistosci, średnica stała się aksamitna - namacalna. Środek i góra pasma zbliżyły się do ideału. Pozostało już tylko popracować nad dołem. Zacząłem od usuniecia folii z puszek kondensatorów elektrolitycznych w zasilaczu - poprawa była ale jeszcze niesatysfakcjonująca. Zakupiłem specjalny preparat do smarowania kondensatorów, który zapobiega ich upływności oraz redukuje do zera ESR. Kilkaset złotych wydane na 5ml preparatu załatwiło temat kondensatorów w zasilaczu definitywnie. Następnie należało dobrać lepszy interkonekt. Ten używany był tani, na złączkach Neutrik i przewodzie Klotz. Udałem się do pobliskiego salonu audio i kupiłem taki porządny z górnej półki(niecałe trzy tysiące) ze specjalnym ekranem z trawy bambusowej. Po podłączeniu, przez pierwszą godzinę nie było zbytniej różnicy ale z czasem dzwięk sie poprawiał. Pomyślałem, że zapewne kabel jest jest niewygrzany. Zostawiłem więc grający sprzęt na całą noc. Z rana skontrolowałem sytuacje i stwierdziłem, że jest prawie dobrze - ale tylko prawie. Skonsultowałem się jeszcze z salonem w którym zakupiłem interkonekt. Podczas rozmowy odkryłem, że źle go wpiałem
. Na izolacji wyrażnie był pokazany strzałką prawidłowy kierunek przepływu sygnału - zmartwiłem się, bo mogło się okazac, że przez swoje lamerstwo zniszczyłem porządny kabel. Na szczęście, zgodnie z zapewnieniami sprzedawcy, po kolejnych 48godzinach grania interkonekt uformował sie ponownie i wrócił do normy oraz szczytów swoich możliwości.
Mój wzmacniacz w końcu grał

Szerokość sceny oraz separacja źródeł była już niemal perfekcyjna. Pozostało jeszcze popracować nad głebokością sceny.
Zakupiłem więc za kilkaset złotych specjalne bezpieczniki ze złotym drutem - poprawiło się ale jeszcze to było nie to. Wiedziałem, że można lepiej. Okazało się, że wzmacniacz jest dość wrażliwy na kabel sieciowy. Ten standardowy 'komputerowy' jest może i dobry dla zasilacza impulsowego ale we wzmacniaczu jest przecież zasilacz liniowy - nie tędy droga. Zaczałem więc testy kabli sieciowych. Na "pierwszy ogień" poszedł taki od żelazka z lat siedemdziesiątych. Głebokość sceny była na nim niemal idealna ale wzmacniacz stracił niestety na transparentności. Jednak prawie 50lat dla miedzi nie było łaskawe - może nośniki straciły część ruchliwości albo kabel stał się zbyt kierunkowy ? Nie ustaliłem dokładnej przyczyny ale ważne, że dobrze nie było. Po żelazkowym, przetestowałem wszystkie posiadane przewody sieciowe jakie miałem w domu. Niestety wszystkie były tanie a na dodatek wszystkie były w czarnym kolorze a jak wiadomo czarny łatwiej pochłania energię z otoczenia powodującą niepożądane fluktuacje w przepływie prądu które degradują dzwięk - krótko mówiąc żaden nie był satysfakcjonujący. Ponownie udałem się do salonu audio i wypożyczyłem współcześnie wykonany kabel sieciowy z przewodu kierunkowego o grubości węża ogrodowego. Dzwięk od razu się poprawił ale jeszcze kontrola basu nie była doskonała. Sprzedawca wypożyczył mi kolejny kabel zasilający tego samego producenta, ale z oplotem ze srebrną nitką. Ten był o połowę droższy od poprzedniego (czyli prawie dwa tysiące) ale w tym momencie dzwięk stał się niemal w pełni satysfakcjonujący.
Niestety chwilowo skończył mi się budżet na modyfikacje.
Mam w nim jeszcze do wymiany rezystory (są tanie metalizowane), muszę kupić pierścienie antywibracyjne na lampy, spray antyparazytowy do podstawek, kolce wraz z marmurową podstawą, filtr kwantowy do gniazdka a docelowo zapewne przerobię go na konfigurację SE (zdecydowanie mniejsze zniekształcenia soniczne).
Wystawiłem już na allegro cały zbedny już, sprzęt pomiarowy.
Po jego upłynnieniu zakupię niezbędne materiały i wykonam kolejne tuningi. Poinformuję Kolegów o efektach.
W 'międzyczasie' polecam zatwardziałym niedowiarkom próbę na własnym sprzecie oraz komentowanie efektów w nowoutworzonym dziale poświęconym w całości tego typu zagadnieniom.
Niech szmoc bedzie z wami
PS. Dzisiaj dostałem kolejną trafną radę w nowopowstałym dziale, za którą Kol. Sławkowi serdecznie dziękuję.
Zważyłem lampy mocy i okazało sie, że pary były pomieszane (różnica w wadze ponad 8g !!!).
Po odpowiednim dobraniu w pary z dokladnoscią do 5mg jest jeszcze lepiej
Krucjata ku lepszemu dzwiękowi nadal trwa

Być może jeszcze ktoś skorzysta !!!
Drodzy forumowicze, nadszedł ten moment, że muszę się z wami podzielić swoimi ostatnimi odkryciami.
Walka o możliwie jak najlepsze brzmienie posiadanego wytworu chińskiej myśli techniczniej o dźwięcznej nazwie MusicAngel trwała już dłuższy czas.
Na początek, 'upgrade' polegał na wymianie transformatorów głośnikowych na takie o wiekszym przekroju rdzenia i wiekszej ilości sekcji. Poprawa była znaczna a mozolne pomiary śmiesznymi metodami typu generator, oscyloskop, PMZ11 potwierdzały, że krok był w dobrym kierunku. Na 'drugi ogień' poszły zmiany punktów pracy lamp oraz zabawa ze zmianą głębokości USZ. Nastąpiła kolejna poprawa ale wciąż nie byłem zupełnie zadowolony - czegoś ciągle brakowało a zmiany nie byly jakieś bardzo spektakularne.
Stan ten trwał dość długo do momentu gdy całkiem niedawno wpadłem na dobry trop - tutaj na forum Triody.
Dzięki postom 'nowej krwi' na forum oraz nowopowstałych działów, zacząłem przeszukiwać najgłębsze zakamarki internetu w poszukiwaniu rozwiązania tego problemu.
Okazało się, że był on związany z moim skażeniem ograniczeniami wynikającymi ze staroświeckich - czysto technicznych metod pomiarów oraz złego podejścia do filozofii konstrukcji wzmacniaczy.
Zastosowanie przez wielu tutaj wyśmiewanych, alternatywnych, nie skazanych techniką metod oceny i sposobów konstrukcji było strzałem w dziesiątkę.
Okazało się, że wielkim ograniczniem mojego wzmacniacza były pospolite i na dodatek tanie kondensatory Wima w torze. Zgodnie z nowo zdobytą wiedzą wymieniłem je na porządne, ręcznie zwijane w dni nieparzyste foliowce, zatapiane w niebieskiej puszce ze złotym paskiem o średnicy opakowania z RedBula. Nie były tanie, ale te 680zł za sztuke uczyniło cuda. W końcu wzmacniacz ożył - wysokie nabrały powietrza ale bez szklistosci, średnica stała się aksamitna - namacalna. Środek i góra pasma zbliżyły się do ideału. Pozostało już tylko popracować nad dołem. Zacząłem od usuniecia folii z puszek kondensatorów elektrolitycznych w zasilaczu - poprawa była ale jeszcze niesatysfakcjonująca. Zakupiłem specjalny preparat do smarowania kondensatorów, który zapobiega ich upływności oraz redukuje do zera ESR. Kilkaset złotych wydane na 5ml preparatu załatwiło temat kondensatorów w zasilaczu definitywnie. Następnie należało dobrać lepszy interkonekt. Ten używany był tani, na złączkach Neutrik i przewodzie Klotz. Udałem się do pobliskiego salonu audio i kupiłem taki porządny z górnej półki(niecałe trzy tysiące) ze specjalnym ekranem z trawy bambusowej. Po podłączeniu, przez pierwszą godzinę nie było zbytniej różnicy ale z czasem dzwięk sie poprawiał. Pomyślałem, że zapewne kabel jest jest niewygrzany. Zostawiłem więc grający sprzęt na całą noc. Z rana skontrolowałem sytuacje i stwierdziłem, że jest prawie dobrze - ale tylko prawie. Skonsultowałem się jeszcze z salonem w którym zakupiłem interkonekt. Podczas rozmowy odkryłem, że źle go wpiałem

Mój wzmacniacz w końcu grał



Szerokość sceny oraz separacja źródeł była już niemal perfekcyjna. Pozostało jeszcze popracować nad głebokością sceny.
Zakupiłem więc za kilkaset złotych specjalne bezpieczniki ze złotym drutem - poprawiło się ale jeszcze to było nie to. Wiedziałem, że można lepiej. Okazało się, że wzmacniacz jest dość wrażliwy na kabel sieciowy. Ten standardowy 'komputerowy' jest może i dobry dla zasilacza impulsowego ale we wzmacniaczu jest przecież zasilacz liniowy - nie tędy droga. Zaczałem więc testy kabli sieciowych. Na "pierwszy ogień" poszedł taki od żelazka z lat siedemdziesiątych. Głebokość sceny była na nim niemal idealna ale wzmacniacz stracił niestety na transparentności. Jednak prawie 50lat dla miedzi nie było łaskawe - może nośniki straciły część ruchliwości albo kabel stał się zbyt kierunkowy ? Nie ustaliłem dokładnej przyczyny ale ważne, że dobrze nie było. Po żelazkowym, przetestowałem wszystkie posiadane przewody sieciowe jakie miałem w domu. Niestety wszystkie były tanie a na dodatek wszystkie były w czarnym kolorze a jak wiadomo czarny łatwiej pochłania energię z otoczenia powodującą niepożądane fluktuacje w przepływie prądu które degradują dzwięk - krótko mówiąc żaden nie był satysfakcjonujący. Ponownie udałem się do salonu audio i wypożyczyłem współcześnie wykonany kabel sieciowy z przewodu kierunkowego o grubości węża ogrodowego. Dzwięk od razu się poprawił ale jeszcze kontrola basu nie była doskonała. Sprzedawca wypożyczył mi kolejny kabel zasilający tego samego producenta, ale z oplotem ze srebrną nitką. Ten był o połowę droższy od poprzedniego (czyli prawie dwa tysiące) ale w tym momencie dzwięk stał się niemal w pełni satysfakcjonujący.
Niestety chwilowo skończył mi się budżet na modyfikacje.
Mam w nim jeszcze do wymiany rezystory (są tanie metalizowane), muszę kupić pierścienie antywibracyjne na lampy, spray antyparazytowy do podstawek, kolce wraz z marmurową podstawą, filtr kwantowy do gniazdka a docelowo zapewne przerobię go na konfigurację SE (zdecydowanie mniejsze zniekształcenia soniczne).
Wystawiłem już na allegro cały zbedny już, sprzęt pomiarowy.
Po jego upłynnieniu zakupię niezbędne materiały i wykonam kolejne tuningi. Poinformuję Kolegów o efektach.
W 'międzyczasie' polecam zatwardziałym niedowiarkom próbę na własnym sprzecie oraz komentowanie efektów w nowoutworzonym dziale poświęconym w całości tego typu zagadnieniom.
Niech szmoc bedzie z wami

PS. Dzisiaj dostałem kolejną trafną radę w nowopowstałym dziale, za którą Kol. Sławkowi serdecznie dziękuję.
Zważyłem lampy mocy i okazało sie, że pary były pomieszane (różnica w wadze ponad 8g !!!).
Po odpowiednim dobraniu w pary z dokladnoscią do 5mg jest jeszcze lepiej



Krucjata ku lepszemu dzwiękowi nadal trwa
