Romekd pisze: ↑pn, 8 lutego 2021, 16:00
Prawie dwa lata temu użytkownik Tomek Janiszewski opisał swoje doświadczenie z tranzystorowym stopniem wyjściowy magnetofonu MK-125, wykonanym na tranzystorach mocy AC180K i AC181K (lub AC187k-VII i AC188K-VII), niesamowicie wychwalając ich niezwykłą liniowość i doskonałe pozostałem parametry techniczne
Pierwsze zdanie - i już manipulacja. Owszem zachwalałem
liniowość celem wykazania że tak prosty układ (w ogóle jeden z najprostszych sensownych) jest pod tym względem lepszy niż bardziej od niego złożony układ
bida-komplementarny stosowany w całej gamie wytworów
Polskiej Myśli Technicznej poczynając od drugiej połowy lat 70-tych aż do jej spektakularnego jej upadku we wczesnej III RP. Zaakcentowałem to zresztą w przytoczonym obszernie
peanie pochwalnym. Oto ten fragment, dodatkowo jeszcze przeze mnie okrojony aby niepotrzebnie nie zaciemniać. Na wszelki wypadek podkreśliłem kluczowe słowa:
Słabowite, i jeszcze niedoświadczone Maleństwo, /.../ spuściło siarczyste manto znacznie bardziej zaawansowanemu dziadostwu rozpanoszonemu za sprawą Asów PMT w sprzęcie z o wiele wyższej półki, stanowiącym obiekt westchnień amatorów dobrej muzyki i brzmienia najwyższej jakości!
Przynajmniej jeśli idzie o poziom i charakter wnoszonych zniekształceń nieliniowych.
Pozostałymi parametrami, takimi jak moc wyjściowa, przenoszone pasmo, związana z powyższym praca przy większych częstotliwościach (w których to warunkach mierzy się zniekształcenia IMD oraz DIM) się nie zajmowałem, i nie próbowałem ich poprawiać, co wcale nie oznacza że ich poprawa była niemożliwa. Co więcej, nie twierdziłem jakoby to co zastosowano w MK125 stanowi szczyt doskonałości, lecz przeciwnie: wskazałem co należałoby w tym wzmacniaczu zmienić, aby w pełni wykazał swoje zalety (choćby takie jak większa moc i sprawność, mniejsza wrażliwość na wahania napięcia zasilającego), zachowując jednak podstawową tożsamość: pełnokomplementarnej końcówki mocy na jednej parze pracujących przeciwsobnie tranzystorów (jak sobie kto życzy, może jeszcze dopisać: germanowych średniej mocy). Oto kolejny fragment
peanu:
Tomek Janiszewski pisze:Prosi się przecież wstawić jeszcze większy radiator, termistor zastąpić trzecią acetką (AC125 mianowicie) mającą kontakt z radiatorem, pozwoli to nie tylko na bezpieczną pracę przy podwyższonym napięciu zasilania (celuję w 12V a nawet nieco więcej) ale i na radykalne zmniejszenie rezystorów emiterowych (np. z 1 do 0,15 oma), wreszcie na zastosowanie znanej już z wielu moich konstrukcji struktury której podobnie jak peerelowskie asy PMT zamierzam się trzymać jak pijany płota, skoro nigdy dotąd mnie nie zawiodła.
A jak pozbyć się zniekształceń wytwarzanych przez bida komplementarne końcówki mocy, dające efekt taki jakby równocześnie z zasadniczym głośnikiem grał drugi, ze zmniejszoną mocą za to zasilany przez dwupołówkowy prostownik? Dla przypomnienia: o takie zniekształcenia, wytwarzane przez oryginalną końcówkę użytą w magnetofonach M531S oraz Finezja Hi-Fi (sic!) chodziło:

a post w którym je przedstawiłem można zobaczyć pod adresem
http://www.forum-trioda.pl/viewtopic.ph ... 15#p356415
zachowując przy tym szkieletową strukturę:
bida-komplementarnego wzmacniacza na "parze" (cokolwiek miałoby to znaczyć) BD354C/BD354B+BC177A. Podejmuje się ktoś to uczynić? Zanim jednak pochopnie na to się porwie, polecam zapoznać się z pozostałymi oscylogramami zawartymi w tamtym poście i uświadomić sobie że występowały one, i plasowały się (w sensie stosunku wartości międzyszczytowej i przebiegu zniekształceń pozbawionego pierwszej harmonicznej) w zakresie od 0,5% (przy mocy wyjściowej w okolicach połowy mocy maksymalnej, powyżej której występuje ostre obcinanie wierzchołków) do niemal 1% (przy mocy wyjściowej na poziomie... 4mW poniżej której szybko malały ponieważ wzmacniacz zaczynał pracować w klasie A kiedy to rażące nawet różnice wzmocnień tranzystorów wyjściowych przestają wywierać negatywny wpływ). Czyli praktycznie w całym zakresie użytecznych mocy.
Poniżej różniące się minimalnie schematy wzmacniacza.
Ano właśnie: nie zastanowiłeś się dlaczego się one różnią, choćby i minimalnie? Ponieważ PMT kombinowała co i rusz, i dokładała lub ujmowała to ten, to inny element. Jeden schemat, pochodzący zapewne z instrukcji obsługi lub serwisowej (co wnioskuję po licznych etykietkach z podanymi napięciami) zawiera np. kondensator C19. Tak samo wygląda schemat MK125 zamieszczony w RiK nr1/1972, z tym tylko że jest monochromatyczny. W jeszcze innym (załączonym do broszurki pt. "Magnetofon MK125" autorstwa Tadeusza Głuskiego i Mieczysława Próchnickiego) ten kondensator nie występuje. Inne są też nominały C24, nie mówiąc już o tym że został on błędnie oznaczony jako R24 a pikofarady ewidentnie pomylono z nanofaradami (ale nie w zrekonstruowanym przeze mnie egzemplarzu). Także na części posiadanych przeze mnie płytek występują oba te kondensatory (C19 i C24) i mają pojemność 47pF, na innych - występuje tylko C24 i miewa różne pojemności: 120, 150 lub 180pF, po C19 pozostały zaś na takich płytkach tylko otwory w druku, pozbawione jednak opisu. Wskazane jest zatem nie tylko sprawdzenie co się ma na używanej do eksperymentów płytce, ale i weryfikacja czy układ z takimi fabrycznymi zmianami działa poprawnie. Zastrzegłem zresztą z góry aby skopiowanego z RiK schematu nie traktować ze śmiertelną powagą, poprzedzając go następuje:
Tomek Janiszewski pisze:A tak (mniej więcej) wygląda jego metryka):
(podkr. moje)
Łatwo się zresztą domyślić że nie rysowałem go osobiście: gdyby tak było to pominąłbym zupełnie nieistotne dla rozważań elementy, w szczególności styki przełączników. Za to zawarłem w kolejnym poście przydatną być może wskazówkę:
Tomek Janiszewski pisze:Można tylko stwierdzić z całą pewnością, że to jeszcze nie jest klasa A. Nawet przy 0,5pp szczytowy prąd w obciążeniu wynosi 63mA, tymczasem prąd spoczynkowy tranzystorów końcowych - poniżej 20mA. Na jego wartość wpływu nie mam: w oryginalnym układzie MK125 nie przewidziano do tego celu drugiej podkówki,, a chciałem aby odstępstw od oryginału było jak najmniej.
z której wynikało że
prąd spoczynkowy był bliski 20mA. Może wynosił 18mA, może 15mA, gdyby jednak z różnych powodów okazał się zdecydowanie mniejszy, to można byłoby oczekiwać zwiększonych zniekształceń skrośnych, zwłaszcza przy najmniejszych mocach, kiedy to oszacowałem je na 0,1% lub mniej. Z kolei niedostatek wzmocnienia tranzystorów końcowych, tudzież nieoptymalny rozkład napięć pomiędzy nimi wpłynie na wzrost zniekształceń przy najwyższych mocach. Tymczasem rozkład przedstawiony na schemacie serwisowym trudno za optymalny uznać: niewielka asymetria jest owszem pożądana ale akurat w przeciwnym kierunku, aby chronić T5 przed nasyceniem gdy chwilowa wartość napięcia w punkcie połączenia rezystorów emiterowych zbliża się do minimum, gdy tymczasem maksymalny poziom napięcia ogranicza je tylko nasycanie się tranzystora końcowego T6, natomiast obciążenie "bootstrap" takich ograniczeń nie wnosi o ile tylko T6 ma dostateczną betę) zwiększa zniekształcenia dla silnych sygnałów. Wreszcie, tranzystory końcowe wykazujące bardzo zbliżone wzmocnienia dla jednego wybranego prądu mogą znacząco się różnić dla innych prądów (dla tranzystorów germanowych zwykle wzmocnienie prądowe tranzystorów npn szybciej spada ze wzrostem prądu niż tranzystorów pnp. A przypomnę że wzmacniacz ten ma prawo być dość wrażliwy na takie różnice, ponieważ ogólne USZ jest stosunkowo płytkie (w okolicach 15dB) ponieważ potrzebne jest wysokie wzmocnienie napięciowe z otwartą pętlą. Jak można porównywać go pod tym względem ze wzmacniaczem choćby od Finezji 2 (schemat w źródłowym poście tematu) gdzie rezystorowi R23-33R odpowiada R404-36R zaś R27-10k odpowiada R406 o rezystancji... 1k? To daje w pierwszym przybliżeniu głębsze USZ o całe 20dB na korzyść Finezji! A mimo to końcówka Finezji robi taką
sieczkę na ekranie, której próżno szukać w przebiegu wyjściowym wzmacniacza od MK125. Możliwe że trafiły mi się staranniej dobrane w parę tranzystory, ale jedno i drugie źródło zniekształceń (przy małych i przy dużych mocach) w Twoich pomiarach zostałoby zapewne wykryte, gdyby oprócz suchych, bezrefleksyjnych pomiarów THD oraz widma zniekształceń obejrzeć ich przebieg na oscyloskopie. Jak się nie chce
klecić a potem równoważyć kompensatora pochodzącego z epoki
Króla Ćwieczka - można było i należało posłużyć się automatycznym miernikiem zniekształceń w rodzaju naszego PMZ, gdzie oprócz odczytu THD ze skali wskazówkowego miernika można było wyprpowadzić przebieg wyjściowy pozbawiony pierwszej harmonicznej, tj, "same zniekształcenia". I wyciągnąć stosowne wnioski, po czym w miarę możliwości usunąć wykryte mankamenty. O ile rzecz jasna się chce, przede wszystkim jednak potrafi.
Poniżej wyniki uzyskane przez Kol. Tomka i przeze mnie. Różnice są ogromne...
No bo ja wiem czy jest się czym chwalić? Niby czym: że się zrobiło gorszy wzmacniacz od wykonanego wcześniej przez kogoś innego i nie raczyło uczynić nic dla poprawy sytuacji?
Nie po raz pierwszy zresztą.
W kolejnym poście przedstawię wykresy z pomiarów zniekształceń THD, IMD i DIM, oraz przebieg charakterystyki częstotliwościowej wzmacniacza z załączonym i wyłączonym ujemnym sprzężeniem zwrotnym.
Nie ma jak
na złość babci odmrozić sobie uszy, nie tylko wpędziwszy się w żmudne pomiary wzmacniacza o którym z góry było wiadomo że w takiej postaci w jakiej się go uruchomiło daleko mu do pełnej sprawności, ale i nie uczyniwszy nic aby dostosować jego konstrukcję do warunków w jakich ma przy tych pomiarach pracować. Choćby tak na początek sprawdzić czy pasmo musi być aż tak mocno cięte od góry.