Chciałbym kontynuując tradycję opisu na Triodzie własnych konstrukcji z zastosowaniem fotorelacji opisać mój miernik lamp elektronowych. Jednak zanim to nastąpi pozwolę sobie na krótką genezę jego powstania:
Jako kolekcjoner lampowych przedwojennych odbiorników lampowych cały czas rosła potrzeba badania lamp elektronowych o nieznanym stanie, aby wykluczyć ich wadliwość oraz ocenić emisję podczas uruchamiania urządzenia. Jednocześnie zafascynowany konstrukcjami DIY z lat 70/80 opartymi na dostępnej wówczas mieszaninie elementów, a równocześnie niezwykle starannymi przemyślanymi i funkcjonalnymi postanowiłem spełnić powyższe założenia wykorzystując i zagospodarowując posiadane w moim warsztacie różnego rodzaju elementy.
Tak oto w czerwcu 2018r. narodził się w mojej głowie projekt wykonania urządzenia. Wówczas prace rozpocząłem od płyty czołowej:
Otwory pod podstawki lampowe wykonane zostały za pomocą otwornicy zakładanej na wiertarkę stołową. Konieczne było chłodzenie na bieżąco, które zrealizowałem za pomocą zbiornika z wodą i pompy co C.O Rezultaty wykonywania takich otworów z chłodzonym narzędziem tnącym przy dużej grubości aluminium (w moim wypadku 4mm) są o wiele lepsze. Na zdjęciu poglądowym widać, jak równa jest powierzchnia wierconego otworu. Nie trzeba później dodatkowo rozwiercać pilnikiem.
Większy problem był z otworem pod ustrój pomiarowy oraz mały ustrój widoczny po prawej stronie (służący do zgrubnego określania poziomu napięcia anodowego – dokładność przyrządu wynosi 2,5). Poradziłem sobie wiercąc na wiertarce stołowej żmudnie dużą ilość otworów na obrębie okręgu blisko siebie. Następnie wyciąłem okrąg uderzając energicznie przecinakiem do śrub i całość wyrównując pilnikiem. Koło jest niemal idealne i sprawnie wykonane. W przypadku mniejszego ustroju oraz innych otworów otwornice o pożądanych rozmiarach były już dostępne.
Płyta ta przeczekała sobie spokojnie do tego roku, aż znów zdobyłem czas i mogłem rozpocząć następne prace.
Powstała zatem reszta szkieletu obudowy. Wykorzystałem gotowe chassis, które nigdy nie było zagospodarowane, a pochodziło z magazynu krakowskiego Telpodu.
Za pomocą zgrzewarki wykonanej z transformatora od kuchenki mikrofalowej wyciąłem za pomocą szlifierki Dremel i twardej tarczy do cięcia aluminium odpowiednie pasy blachy i całość połączyłem za pomocą małych blaszek zgrzanych do obudowy. Powstał naprawdę solidny szkielet konstrukcji.
Płyta górna z podstawkami lampowymi jest odchylana za pomocą zawiasów, co pozwalało będzie na szybkie serwisowanie urządzenia i podgląd w razie konieczności pracy lamp znajdujących się we wnętrzu (o których będzie później). Brakuje jeszcze blach na bokach urządzenia (planuję również aluminium) oraz płyty czołowej na której umieszczone będą wybieraki elektrod, jeszcze jeden ustrój pomiarowy (prąd/nachylenie) oraz gniazda bananowe pozwalające na podłączenie nietypowej lampy, do której podstawka nie została przewidziana. Do tego celu czekam jednak na możliwość skorzystania z gilotyny hydraulicznej pozwalającej precyzyjnie odciąć z większego arkusza kawałek blachy o danej grubości.
To tyle odnośnie części mechanicznej, którą będę uzupełniał w przyszłości. Był to wbrew pozorom najtrudniejszy etap budowy tego urządzenia ze względu na specyfikę takiej obudowy i konieczność wykonania jej w zasadzie od zera.
Przejdźmy teraz do części elektronicznej:
Układ do pomiaru emisji lampy, tester ciągłości włókna żarzenia, kontrola jakości próżni poprzez pomiar prądu jonowego lampy oraz test izolacji będą to układy konwencjonalne, szeroko stosowanego w przyrządach krajowych, których modyfikować nie zamierzam.
Przyjrzyjmy się natomiast zasilaczom dostarczającym napięć:
Właściwie sercem urządzenia jak widać na załączonych zdjęciach są dwa transformatory pochodzące z wybrakowanego, kupionego niegdyś na balickiej giełdzie niemieckiego miernika lamp, którym przyjrzymy się bliżej.
Transformator po lewej stronie dostarcza napięć żarzenia i posiada 26 uzwojeń (sic!). Co ciekawe są one takie same jak w mierniku Elpo. Jest na nim data 1956r. Zadziwiająca solidność wykonania, ale to chyba było wtedy normalne i pożądane.
Drugi transformator dostarcza następujących uzwojeń:
6,3Vx2 27V 420V z odczepem w środku uzwojenia oraz 320V z odczepem w środku uzwojenia
W związku z takim stanem rzeczy planuję wprowadzić następujące rozwiązania:
Zasilacz anodowy wykonany będzie jako stabilizator lampowy ze wzmacniaczem różnicowym na lampie ECC81 i dwóch pentodach EL500. Napięcie dostarczane przez zasilacz będzie regulowane w sposób płynny i wybierane za pomocą 24 pozycyjnego przełącznika z dołączonymi rezystorami tolerancji 1%.
Mam problem z regulacją napięcia żarzenia i poszukuję najlepiej 26 pozycyjnego przełącznika, aby w pełni wykorzystać potencjał tego transformatora. Niestety, mam ze zdobyciem takowego spore problemy.
Regulacja napięcia ekranu będzie odbywała się za pomocą odrębnego zasilacza wykonanego na jednej lampie EL81 bez stabilizacji różnicowej i ze wzmacniaczem błędu na EF80. Źródłem odniesienia będzie w tym wypadku „Zenerka” na 43V.
Schematy są w pełni mojej konstrukcji….

I tutaj następujące pytania i prośby o porady:
Cały czas zastanawiam się nad zasilaczem ujemnego napięcia S1. Chciałbym, aby napięcie ujemne było stabilizowane, jednak wysoki współczynnik stabilizacji nie jest wymagany. Myślę, że wystarczyłaby neonówka. Problem polega na tym, jak je regulować i jakiego potencjometru użyć, aby dało się je ustawić precyzyjnie co jets szczególnie istotne przy lampach dla których ustawiamy np. 1V
I teraz układ kompensacji napięcia anodowego……
Co tutaj zastosować? Sam nie wiem
Nie za bardzo chciałbym „pchać” tutaj półprzewodnikowe elementy, skoro już wcześniej przedstawiłem sobie założenia tej konstrukcji i pozostałe bloki udało mi się wykonać w pełni lampowe. Poza oczywiście mostkami Graetza w prostowniku, ale uważam, że w latach 70. Takie rozwiązania były stosowane i dopuszczalne. Ze względu na zachowanie walorów estetycznych zastosowane będą mostki selenowe. Nie chciałbym stosować również znanego z przyrządów produkcji krajowej układu na EL84 będącego wysoce niepożądanym przeze mnie ze względu na liczne wady już kilkakrotnie na Triodzie opisywane.
Problem istnieje również z przełącznikami wybieraka. Najlepiej, aby były one 1 sekcyjne, 10 pozycyjne (chcę mieć możliwość umasienia elektrody „wiszącej w powietrzu” oznaczanej często jako i.c.), wytrzymałe na napięcia anodowe. Nie ukrywam, że ze zdobyciem takich mam problem.
Na płycie czołowej przewidziany jest również wskaźnik przegrzania transformatora, możliwość dołączenia rezystora katodowego wybieranego przełącznikiem itp….. (muszę informacje dawkować).